Potrawka z puszczyka

Lampa i Iskra Boża wydała pod koniec zeszłego roku zbiór tekstów Marty Syrwid, publikowanych wcześniej w „Lampie” w rubryce „Koktajl z maku” (książka nosi ten sam tytuł). Są to analizy grafomańskich utworów, w tym także self-publisherskich.

Bardziej niż treść książki, choć czyta się przyjemnie i można się pośmiać, zainteresowały mnie reakcje na nią. Bo oto kobieta od sześciu lat (czyli zaczęła w czasach, kiedy jeszcze nie było mojego bloga) regularnie co miesiąc rozprawia się z grafomanami. Czyta ambitnie całe dzieła, a nie ogranicza się, jak to najczęściej robię ja, do fragmentów. Cytuje kulawe frazy i drze z nich łacha. Szukam więc komentarzy, że to jest niesmaczne, że pluje jadem, że ma się ograniczyć do skrytykowania jednego utworu i więcej autorem się nie zajmować. Nie znajduję. Nikt nie pochyla się nad nią z troską, że marnuje swój czas, że mogłaby wykorzystać go na czytanie wartościowych powieści albo jako pisarka na napisanie własnej książki. Żadnych oskarżeń, że znalazła sobie sposób, by się wypromować. Nikt nie wypisuje bredni o prowadzeniu krucjaty.

Byłem ciekaw, czy w książce znajdą się omówienia utworów grafomanów, których miałem na tapecie, i na jedno takie nazwisko natrafiłem: Aleksander Sowa. Marta Syrwid poświęciła mu aż dwa rozdziały, jeden omawiający prozę, drugi poezję. Bo może nie każdy z państwa wie, ale Sowa to nie tylko prozaik i wybitny znawca tematyki wydawniczej tudzież motoryzacyjnej, lecz także poeta: „Biała mokra bluzeczka / Sklejona do piersi / Uśmiech radosny jej / Grobowiec nadziei naszej”. Muszę powiedzieć, że jestem pełen podziwu dla Syrwid, bo przeczytała większość tego, co gigant – jak go nazywa – stworzył. Ja wymiękłem po kilku stronach „Ery Wodnika”, którą chciałem zrecenzować po omówieniu jego eseju poradnikowego. Można powiedzieć, że grafomańska powieść jest doskonałym tworem ewolucyjnym: przed krytyką chroni ją to, że nie da się jej przeczytać.

Tak swoją drogą, Sowa żyje w przekonaniu, że tylko ja uważam go za grafomana i że rozpowszechniam tę kalumnię, bo napisał lepszy poradnik od mojego i jakoś muszę zniszczyć konkurencję. Chciałbym usłyszeć, jakie będzie miał wytłumaczenie, dlaczego za arcygrafomana uznała go Marta Syrwid.

Omawiając powieść „Enter” („Cytat reprezentatywny: Orgazmy przeżywać potrafi każda, nawet najbardziej przaśna dziewka bez moralności, ale człowieczeństwo sięga głębiej”), będącą przedrukiem wpisów blogowych, Syrwid przytacza chwalby własne Sowy, że te wpisy miały ponad 135 tysięcy wyświetleń, i komentuje: „Jeżeli to prawda, nie chcę już żyć na tym świecie”. Otóż wydaje mi się, że pani Marta wcale nie musi opuszczać ziemskiego padołu. Gdzieś ostatnio Sowa wychynął mi z odmętów internetu, podając, że sprzedał 50 000 egzemplarzy swoich książek. Wziąwszy pod uwagę, że napisał ich 250, w tym takie niewątpliwe hity, jak „Podróż Mazika maluchem przez Czechy z zaoszczędzeniem dwóch kropel paliwa na 100 km”*, ta liczba nie robi wrażenia nieprawdopodobnej. Będę się jednak upierał, że Sowa konfabuluje, bo autor z taką liczbą sprzedanych książek (już niezależnie, czy wielu tytułów, czy jednego) jest zwyczajnie wśród czytelników postacią rozpoznawalną. Tymczasem Sowę, owszem, znają, ale nie czytelnicy, tylko analizatorzy zjawiska self-publishingu.

*Proszę się nie zdziwić, jeśli natkną się państwo na oburzone dementi Sowy, że żadnej ze swoich powieści wcale tak nie zatytułował i że kłamię, zawyżając liczbę napisanych przez niego książek. Odkryłem, że facet jest idealnie ślepy na sarkazm, teksty odczytuje dosłownie, jakiekolwiek odejście od dosłowności powoduje, że nie rozumie on komunikatu piszącego.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 22, 2015 00:30
No comments have been added yet.


Paweł Pollak's Blog

Paweł Pollak
Paweł Pollak isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Paweł Pollak's blog with rss.