Oprocentowanie twojego kredytu winno spaść? Tak, ale bez przesady, bo... "dobre praktyki"

Jakkolwiek część frankowiczów nie jest zadowolona z tego, jak banki im pomagają w czasach wysokiego kursu "szwajcara", to trzeba obiektywnie przyznać, że pewną ulgę przeciętny posiadacz frankowego kredytu musiał w ostatnich miesiącach odczuć. Choćby z tytułu mniejszego niż zawsze spreadu walutowego, albo tego, że banki gromadnie zaczęły obniżać oprocentowanie kredytów, uwzględniając fakt, iż stawka LIBOR CHF jest ujemna (dopóki nie zrobiłem w blogu afery bankowcy twierdzili, że nie ma czegoś takiego jak ujemny LIBOR ;-) ). Inna sprawa, że tylko część bankowców ścięła oprocentowanie od razu i bez gadania. Niektóre banki postanowiły przy tym trochę kasy przyoszczędzić. A to wzięły do wyliczeń nowego oprocentowania LIBOR z grudnia (bo tak im pasowało), a to wyliczały nową stawkę referencyjną według jakiejś średniej, która oczywiście była wyższa, niż bieżąca wartość wskaźnika LIBOR, a to opóźniały całą operację obniżenia oprocentowania ze względu na "problemy informatyczne" (w wielu przypadkach klientom wypłacano rekompensaty). Generalnie banki, skoro już musiały uwzględnić ujemny LIBOR, to często uwzględniały go w najmniejszym stopniu, na jaki pozwala im umowa kredytowa. W świat jednak poszła informacja, że "banki uwzględniają ujemny LIBOR". 



To też ciekawe: Poznaj przegranych ujemnego LIBOR-u. Im bank "nic nie musi"



Przeczytaj też: Nadchodzi era ujemnych stóp. Co to oznacza dla naszych kredytów?



Oburz się razem ze mną: Gdy bank terroryzuje zamiast pomóc, czyli frankowicz pod ścianą



Jeden z moich czytelników otrzymał z Getin Banku nowe zestawienie rat i odsetek, obowiązujące od początku lutego i widniało tam oprocentowanie 1,74% (poprzednia wartość była niewiele niższa - 2,09%). Klient zapytał z czego wynika tak mikra obniżka, skoro przecież LIBOR spadł o prawie 1%. A bank mu odpowiedział, że bank wziął pod uwagę wartość LIBOR-u z grudnia zeszłego roku, bo tak wynika z regulaminu kredytu. A kolejne przeliczenie raty może nastąpić dopiero po ewentualnym spadku LIBOR-u o kolejne 0,25%. Czy opieranie się na mechanizmach, które pozostawiają miejsce na tak duże dysproporcje pomiędzy rynkową stawką referencyjną, a stawką stosowaną przez bank, nie narusza elementarnej sprawiedliwości?





"Z umowy wynika, że oprocentowanie kredytu mam przeliczane w cyklu półrocznym. Ostatnio nowy harmonogram został wygenerowany w lutym, oprocentowanie wynosi w nim ok. 1% po obniżce od poprzedniej korekty o 0,07%. Obecny LIBOR uprawniałby mnie do oprocentowania rzędu 0,27%. Wygląda na to, że mają pół roku na spokojne myślenie co dalej z tym fantem zrobić. W skali działalności banku zapewne będąmieli parę dobrych groszy zysku więcej. Tak jakby krwiopijcom było mało, że przez parę lat zdzierali 8,5% spreadu, zanim człowiek się uwolnił i sam mógł franki przynosić"





- pisze jeden z klientów banku BNP Paribas. Jak widać ujemny LIBOR to jedno, ale w umowach są furtki sprawiające, że klienci odczują ulgę dopiero po kilku miesiącach. Najciekawszą sytuację mają jednak ci, którzy cieszą się na tyle niską marżą swojego kredytu frankowego, iż ich oprocentowanie powinno być ujemne. Czyli powinni płacić zmniejszone raty kapitałowe bez żadnej części odsetkowej. Banki, tak jak do niedawna twierdziły, że nie ma czegoś takiego jak ujemny LIBOR, to teraz dość solidarnie przekonują, że nie ma czegoś takiego, jak ujemne oprocentowanie, bo kredyt to "umowa odpłatna", czyli nie może być tak, że to bank dopłaca klientowi. Taką interpretację przyjmują - o czym donosiliście mi w ostatnich tygodniach - banki Credit Agricole, BPH, Deutsche Bank, Getin Bank, BNP Paribas, PKO BP, a także Bank Millennium. W sprawie dwóch banków - BPH i BNP Paribas - za sprawę wziął się już Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, wszczynając postępowania wyjaśniające, z którego może wyniknąć czy banki łamią zbiorowe prawa konsumentów, czy też niekoniecznie





"Zamieszczając w umowach postanowienia, według których oprocentowanie kredytu CHF stanowi sumę wartości stałej marży oraz wartości stawki bazowej LIBOR CHF, banki zobowiązały się do ustalania oprocentowania w opisany sposób bez względu na to, jakie wartości przyjmą obydwa te czynniki. Tymczasem banki nie przestrzegają przyjętej zasady w sytuacji, gdy w danym okresie rozliczeniowym stawka LIBOR CHF jest ujemna i jednocześnie jej wartość bezwzględna przewyższa wartość zastrzeżonej marży. Banki przyjmują wówczas, że wartość oprocentowania kredytu CHF wynosi zero, mimo że umowa o tym nie stanowi"





- pisze UOKiK w uzasadnieniu. Jestem przekonany, że w sprawie "odpłatności" kredytów bankowcy będą walczyli do ostatniej kropli krwi. Jeden z banków odpisał mojemu czytelnikowi, że “ oprocentowanie nie może być ujemne i jest to zgodne z brzmieniem artykułu 69 prawa bankowego, który zakłada odpłatność umowy kredytu. Zejście poniżej zera i pomniejszanie kapitału o ujemne oprocentowanie po „skonsumowaniu” marży jest sprzeczne z istotą umowy kredytu - odsetki z natury rzeczy nie mogą być ujemne ”. Przeczytałem ten art. 69. i szczerze pisząc wydaje mi się, że sformułowanie o zwrocie kredytu "wraz z odsetkami" nie musi świadczyć o tym, iż umowa jest odpłatna, bo kto powiedział, że odsetki muszą być odpłatne? ;-)





"Art. 69. 1. Przez umowę kredytu bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy na czas oznaczony w umowie kwotę środków pieniężnych z przeznaczeniem na ustalony cel, a kredytobiorca zobowiązuje się do korzystania z niej na warunkach określonych w umowie, zwrotu kwoty wykorzystanego kredytu wraz z odsetkami w oznaczonych terminach spłaty oraz zapłaty prowizji od udzielonego kredytu".





Oczywiście: 90% osób, których kredyty zeszły właśnie "pod kreskę" to pracownicy banków korzystający z kredytowej oferty preferencyjnej u swojego pracodawcy bądź też osoby, które wzięły bardzo, bardzo duży kredyt i dlatego "zasłużyły" na specjalnie niską marżę. Oznaczałoby to, że uwzględniając ujemne odsetki banki pomagałyby najzamożniejszym klientom. Ale chyba nie do końca o to chodzi. Rzecz rozbija się o istotę rozumienia umowy kredytu. Czy bank, biorąc na siebie ryzyko i zyski wynikające z obracania pieniędzmi, powinien wziąć na siebie również straty wynikające z tego, że umówi się na kredyt, który z powodu okoliczności zewnętrznych de facto zostanie w części "umorzony"? To chyba normalne ryzyko wynikające z prowadzenia działalności gospodarczej. Banki mają o sobie inne mniemanie: są instytucjami zaufania publicznego i kierują się misją. I w ramach tej misji nie mogą nie zarabiać. Niektóre banki uważają wręcz, że nie mogą zarabiać... zbyt mało. Jeden z moich czytelników poprosił o obniżenie marży kredytu hipotecznego we frankach. Bank chciał być miły, więc nie odpowiedział mu "nie, bo nie", lecz napisał elaborat. Wynika z niego, że obniżka zarobku banku na marży jest niemożliwa ze względu na "dobre praktyki i przepisy prawa". A więc dobrą praktyką jest zarabiać dużo, zaś złą - zarabiać mało ;-)





"Bank, jako instytucja zaufania publicznego, zobowiązany jest przy podejmowaniu decyzji w przedmiocie zmian warunków umów kredytowych, kierować się przede wszystkim względami dobrej praktyki bankowej definiowanej przez normy obowiązującego prawa. Należy w tym kontekście uwzględniać restrykcyjne wymogi odnoszące się do zasad prowadzenia działalności przez banki określone w ustawie Prawo bankowe oraz w wytycznych Komisji Nadzoru Finansowego, a w szczególności obowiązek dbałości o jakość posiadanego portfela kredytowego"





Wiemy już więc, że zdaniem bankowców odsetki nie mogą być ujemne, zaś marża - zbyt niska. Zabraniają tego dobre praktyki i przepisy prawa. Ale co, do jasnej cholery, ze spreadem? Tu też były zobowiązania bankowców, że klientom trzeba ulżyć. Banki, które mają dużo kredytów frankowych grzecznie obniżyły widełki kursowe dla franka - słyszałem, iż co niektóre odbijają to sobie zwiększając spread np. dla euro - ale są banki, które albo już nie prowadzą już w Polsce żadnej sprzedaży kredytów hipotecznych, albo nie udzielały nigdy kredytów frankowych, a jedynie "kupiły" je z dobrodziejstwem inwentarza, przejmując jakiś inny bank.Takie instytucje finansowe mają generalnie w nosie to czy klient będzie bardziej, czy mniej zadowolony, mało jest też w nich determinacji, by do kredytów dopłacać. Takie banki spreadu obniżać nie chcą, więc choć w telewizji ważni panowie w garniturach ogłosili, że "spread został obniżony", to niestety jest to niecała prawda.





"Postanowiłam do Pana napisać, bo przelała się we mnie czara goryczy. Jestem frankowiczem, jednym z tych, którzy nie panikują, są świadomi jaką decyzję kiedyś podjęli i nie rwą sobie włosów z głowy (abstrahując od faktu jaki to "dyskomfort" kiedy się policzy ile teraz wynosi wartość kredytu do spłaty przeliczając na złotówki), niemniej jednak postawa banku, w którym spłacam kredyt, mnie całkowicie zbulwersowała. Otóż ja i moje koleżanki brałyśmy kredyt we frankach szwajcarskich w 2006 r. w Banku BPH. Wkrótce nasza część została przejęta przez Pekao i od tamtej pory uważałyśmy się za kredytobiorców tego banku. Miałam nadzieję, że spread w tym banku zostanie obniżony, bo frank jest zawsze o kilkanaście groszy droższy od kursu średniego w NBP"





- pisze pani Eliza, którą dodatkowo wkurza fakt, że o Banku Pekao nie wspomina się rysując tabelki z informacjami jak poszczególne banki pomagają frankowiczom. Banku Pekao w tych tabelkach nie ma, bo przecież nigdy nie udzielał kredytów we frankach. Pekao w ten sposób de facto "wypiera się" frankowych kredytowiczów i po cichu chce na nich zarabiać tyle, ile do tej pory. W tym sensie sytuacja kredytobiorców przejętych przez Pekao jest dużo gorsza niż gdyby zostali w BPH. A zostać nie mogli, bo zostali potraktowani jak worek kartofli. Zapytałem o to bank, ale w odpowiedzi dostałem coś, co musiał wypluć z siebie jakiś robot :-):





"Bank Pekao zawsze stosował i stosuje stawkę LIBOR zgodnie z zapisami zawartymi w umowach kredytowych, również jeśli LIBOR przyjmuje wartości ujemne. Zmiana oprocentowania na kolejne okresy odsetkowe dokonywana jest w terminach określonych w poszczególnych umowach kredytowych klientów. Z kolei spread na franku szwajcarskim nigdy nie odbiegał od spreadów w innych walutach w tabeli kursowej Pekao. Jego wysokość oscyluje w granicach średniej rynkowej i zależy przede wszystkim od wahań kursu waluty w danym dniu"





Wygląda na to, że są banki i banczyska. Jednym bardziej zależy, innym mniej. Ale wszystkim zaczęłoby zależeć, gdyby groziło im, iż spread w ogóle zostanie utrącony. Szanse na to są takie sobie, zwłaszcza po ostatnich orzeczeniach sądów, ale... ta wojna potrwa. 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 04, 2015 23:55
No comments have been added yet.


Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.