Guru

Ludzie, którzy łapią za pióro, mają na temat pisarstwa dwa błędne wyobrażenia. Pierwsze, że pisać każdy może, drugie, że po napisaniu albo i nienapisaniu czegokolwiek, ma się kwalifikacje, by innych pisania uczyć. Jednym z tych ludzi jest niejaki Łukasz Migura, autor trzech „skończonych i opublikowanych opowiadań”, przy czym przez opublikowanie rozumie on zamieszczenie opowiadania, którego nikt nie chciał wziąć, na swoim blogu. Autor całych trzech opowiadań, przyjętych przez autora do publikacji na własnym blogu, poczuł się powołany, by uczyć innych, jak te opowiadania pisać.

Na tworzenie opowiadania składają się trzy etapy. Prace przygotowawcze, akt tworzenia oraz redakcja tekstu. Porównałbym je do Monteskiuszowskiego trójpodziału władzy, gdzie żadne nie ma widocznej (na pierwszy rzut oka) przewagi nad pozostałymi.

Żadne co? Żadne etap czy żadne władza? I co ma ustrój polityczny do etapów pisania? A dlaczego nie porównać ich do trzech wagoników, które ciągnie pisarz-kolejka? Też żaden nie ma przewagi nad pozostałymi i też porównanie jest bez sensu. Podobnie jak ten podział. Ponieważ Migura przez prace przygotowawcze rozumie znalezienie pomysłu, tworzenie planu i research, a przez redakcję szlifowanie tekstu, wszystko to mieści się w pojęciu aktu tworzenia.

W pierwszej części powinieneś wykazać się zarówno kreatywnością (oryginalny pomysł), jak i umiejętnością planowania (stworzenie chronologicznego zapisu wydarzeń).

Nie wiem, jak inni autorzy, ale gdyby nie Migura, to ja nigdy nie wpadłbym na to, że do stworzenia opowiadania muszę mieć na owo opowiadanie pomysł. Tylko nie wiem, co z tym chronologicznym zapisem wydarzeń, bo planuję akcję opartą na retrospekcji.

Sam proces pisania obedrze Cię ze złudnych romantycznych wyobrażeń na temat pracy pisarza. To żmudne stukanie w klawisze klawiatury. Ciągłe popychanie fabuły do przodu.

Stukanie w klawisze nie jest żmudne. Przeciwnie, to chyba jedna z najlżejszych fizycznych prac, jaką można wykonywać. A tak z ciekawości. Czy klawisze klawiatury popychają fabułę do przodu równomiernie, czy jednak nie, i na przykład te z górnego rzędu szybciej, a te z dolnego wolniej?

Trzeci etap – redakcja – jest chyba najbardziej niewdzięcznym i znienawidzonym przez wszystkich autorów. Podczas redagowania tekstu musicie przyznać się do własnej niedoskonałości. Kolejne poprawki nie będą dotyczyły wyłącznie interpunkcji i ortografii. Najistotniejsze, a co się z tym wiąże bardziej jeszcze bolesne, będzie wykreślanie zbędnych i nic nie wnoszących do fabuły zdań.

A jeśli autor w miejsce usuniętego zdania wstawi dwa nowe, to ból przerodzi się w euforię? Bolesne to jest czytanie tego rodzaju zbędnych i nic niewnoszących dyletanckich wpisów blogerów, którzy nie potrafią przyznać się do własnej niedoskonałości. Migura nie zna nawet podstawowych pojęć odnoszących się do pracy nad tekstem. Redakcję wykonuje redaktor, osoba postronna. Pisarz może co najwyżej swój tekst poprawiać, szlifować. Oczywiście można słowa „redagować” użyć w znaczeniu „pisać i odpowiednio opracowywać stylistycznie tekst”, ale wtedy nie będzie to żaden trzeci etap, tylko po prostu pisanie. Chyba że poczyni się założenie, że pisarz najpierw tworzy fabułę, nie przejmując się, czy pisze poprawnie i z sensem, a dopiero potem zajmuje się warstwą językową.

W tej części powinieneś spojrzeć na swój tekst całościowo.

To znaczy jak?

Koniecznie pokaż go bliskiej osobie. Sam nie wyłapiesz wszystkich błędów logicznych.

A co jest takiego w błędach logicznych, że nie da się ich – jak rozumiem, w przeciwieństwie do innych – wyłapać samodzielnie? I co ma zrobić autor, którego bliscy nie zajmują się literaturą i nie potrafią wyłapywać błędów logicznych w tekstach?

Unikaj proszenia o opinię innych autorów/pisarzy. Jeśli napisałeś gniota, z całą pewnością Cię skrytykują. Przecież jesteś konkurencją. Jeżeli opowiadanie będzie dobre, również usłyszysz krytykę. Bo przecież możesz kogoś wygryźć.

Jak widzimy, wpis Migury nie został sprawdzony przez bliską osobę, bo logika tego wywodu mocno szwankuje. Strach przed konkurencją nie może być powodem krytyki jednocześnie przy gniocie i przy dobrym tekście. Poza tym to wierutna bzdura, większość pisarzy uczciwie powie, co myśli o ocenianym opowiadaniu. Jeśli będzie dobre i będzie przypominało twórczość oceniającego, wcale mu nie zaszkodzi, bo czytelnicy zachwyceni jakimś tekstem szukają podobnych. Chociaż rzeczywiście należy być wstrzemięźliwym w proszeniu pisarzy o pomoc, ale z zupełnie innego powodu: zwykle na ocenianie amatorskich prac nie mają czasu ani ochoty.

(…) musisz stworzyć bohaterów. Najłatwiej będzie Ci czerpać z rzeczywistości. Dlatego tak istotne jest obserwowanie otoczenia. Ja staram się nadawać moim bohaterom cech osób spotkanych w pojazdach komunikacji miejskiej.

Nie ma to, proszę państwa, jak rady doświadczonego autora trzech opowiadań. Zostawiłem samochód na parkingu, wsiadłem w tramwaj i… bingo! Akurat bilet kasował gość, który idealnie nadał mi się na mordercę. Zepsuty do szpiku kości, chociaż zły nie z natury, a wskutek przykrych życiowych doświadczeń. Dwie sekundy później miałem ofiarę, prostytutkę, która zajmowała miejsce – o ironio rzeczywistości – przeznaczone dla kobiet z małymi dziećmi. Potrzebowałem jeszcze policjanta z wydziału zabójstw, ale akurat żaden tramwajem nie jechał, więc żeby ustalić, jakie będzie miał cechy, musiałem przesiąść się do autobusu. A kiedy ten dojechał do pętli, uświadomiłem sobie, jakim marnotrawstwem było jeżdżenie przez całą moją pisarską karierę samochodem. Ale pretensje mogłem mieć wyłącznie do siebie. Bo czy ktoś bronił mi wyszukiwać w internecie porad udzielanych przez autorów trzech opowiadań?

Istnieje grono ludzi piszących bez planu. (...) Dla mnie jednak jest to niezwykle przydatne narzędzie.

Bez planu pisze na przykład Ryszard Ćwirlej. Mówi, że plan to by sobie nawet przygotował, problem w tym, że później zamiast pisać, szukałby, gdzie ten plan jest. Ale sami państwo rozumieją, że dokonania literackie Ćwirleja są żadne w obliczu trzech opowiadań Łukasza Migury, w związku z czym, jeśli dla Migury jest to bardzo przydatne narzędzie, to będzie nim dla każdego. W każdym razie gwarantuje napisanie trzech opowiadań, które będziemy mogli opublikować na swoim blogu, a potem uczyć innych, jak się pisze opowiadania.

Dzięki temu nie gubię się w kreowanym świecie. Widzę przed sobą zbiór kolejnych celów. Taka terapia małych kroków. Ciężko mi tworzyć, jeśli dążę tylko do wielkiego finału. Muszę mieć po drodze kilka mniejszych sukcesów, bym wiedział, że czynię postępy.

Skończone opowiadanie „Gnijąca wiśnia” Łukasza Migury ma prawie dziewięć stron, a przy takiej masie tekstu naprawdę łatwo pogubić się w kreowanym świecie, nie mając planu. Trudno też dotrzeć do wielkiego finału na stronie dziewiątej, jeśli na drugiej, piątej i siódmej nie odniesie się mniejszych sukcesów i nie będzie widziało postępów.

Z własnego doświadczenia wiem, że najlepsze rzeczy pisze się nie w komforcie, a na rozwalającym się autobusowym fotelu zdezelowanego Ikarusa, gdzie szyby zamiast chronić przed mrozem, przepuszczają chłostający wiatr.

Ponieważ zdezelowane ikarusy rzadko już teraz jeżdżą, mamy wyjaśnienie, dlaczego doświadczenie autora ogranicza się do trzech opowiadań i dlaczego nikt nie chce ich publikować.

A jeżeli chodzi o kreatywność nikt przecież nie broni nam nanoszenia poprawek już w samym akcie tworzenia. Musisz tylko pamiętać, że na pozór nieistotny szczegół może mieć wpływ na wiele późniejszych wydarzeń.

Ech, żeby guru Migura to Panu Bogu w porę podpowiedział, to ten świat może lepiej by wyglądał.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 25, 2015 00:30
No comments have been added yet.


Paweł Pollak's Blog

Paweł Pollak
Paweł Pollak isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Paweł Pollak's blog with rss.