Tysiąc zbuntowanych frankowiczów idzie do... arbitrażu. Co na to bankowcy?

Zanosi się na najciekawszą od kilku lat próbę zawarcia pozasądowej ugody między bankami, a ich klientami. Jak się dowiaduję, mniej więcej tysiąc posiadaczy kredytów frankowych, skrzykniętych przez internet, zamierza zwrócić się do pięciu banków (m.in. PKO BP, BZ WBK i Raiffeisena) z wnioskiem o postępowanie arbitrażowe . Prawdopodobnie - choć co do tego trwają jeszcze wśród frankowiczów dyskusje - miałoby się ono odbyć  przed sądem polubownym przy Komisji Nadzoru Finansowego, z udziałem tamtejszych mediatorów. Choć wiem też, że część kredytobiorców rozpoczęła już rozmowy z jednym z banków na własną rękę. Akcja wygląda dość profesjonalnie - zebrała się naprawdę duża grupa osób, a każda z pięciu podgrup (podzielonych nazwami banków-kredytodawców) wynajęła sobie prawników, którzy mają pomóc w negocjacjach i opracowują wstępne stanowiska, poparte stosownymi wyliczeniami. Ich celem ma być, rzecz jasna, ustalenie zasad współodpowiedzialności za wzrost rat i zadłużenia z tytułu kredytów we frankach szwajcarskich. 



Za wcześnie jeszcze, by powiedzieć czy ten pomysł wypali, ale przyznam, że podoba mi się on znacznie bardziej, niż uliczne demonstracje i happeningi. Gdyby choć jednej z tych grup udało się - nie na sali sądowej, nie na ulicy, ani w ramach politycznych gierek, lecz w ciszy gabinetów - wynegocjować kompromisowe rozwiązanie (np. pokrycie przez bank części niekorzystnych różnic kursowych), byłby to bardzo ważny precedens. Wiem, że podobne rozmowy toczyły się już kilka tygodni temu - w pewnym momencie nawet na najwyższym szczeblu, z udziałem szefów UOKiK - między mBankiem, a "Nabitymi". Zresztą już pięć lat temu mBank zawarł z częścią "Nabitych" porozumienie dotyczące zmiany zasad naliczania im oprocentowania. Ci klienci, którzy do niego przystąpili, dziś są wygrani, w odróżnieniu od tych, którzy postanowili walczyć do końca i przed tygodniem doznali porażki w Sądzie Najwyższym.  



Oczywiście: do tego tanga trzeba dwojga. Z jednej strony nie ma pewności czy banki dojrzały do tego, by wziąć na siebie część odpowiedzialności za ponadstandardowe ryzyko walutowe, na które naraziły klientów.  Z punktu widzenia bankowców ograniczeniem może być ugruntowane przekonanie, że klienci wiedzieli w co się pakują, świadomie zadłużyli się w walucie obcej chcąc kupić większe mieszkanie w lepszym miejscu, albo wręcz zadłużyli się z myślą o prowadzeniu działalności gospodarczej. Z drugiej nie wiadomo, czy klienci rzeczywiście są gotowi do ustępstw, czy też wystartują od żądań z najwyższej półki, np. "przewalutowanie kredytów na złotowe po kursie z dnia ich zaciągnięcia". To mogłoby skompromitować ich inicjatywę już na samym początku. Odpowiedzi na żadne z tych pytań nie mam. Z moich rozmów z bankowcami wynika, że niektórzy z nich są już zmęczeni frankową wojną z klientami i chętnie by załatwili sprawę jakąś ugodą, nawet godząc się z tym, iż pociągnie to pewne straty finansowe. Sęk w tym, że obawiają się, iż każda oznaka dobrej woli zostanie potraktowana jak dowód słabości, a najbardziej radykalne grupy frankowiczów zaczną palić pod siedzibami banków kukły prezesów. Być może arbitraż, albo negocjacje o charakterze szczerej rozmowy za zamkniętymi drzwiami, opatrzonej klauzulą "tajne", otworzą obie strony - dziś prężące muskuły i demonstrujące nieugiętość - na kompromis.



Jeśli rzeczywiście wnioski o mediację zostaną złożone do sądu polubownego przy Komisji Nadzoru Finansowego, to piłeczka będzie po stronie banków. Niezmiernie rzadko godziły się one dotąd na postępowania przed tym akurat sądem arbitrażowym (znacznie bardziej lubią "swój", czyli Arbitra Bankowego przy Związku Banków Polskich). Ale teraz trudno będzie im odmówić. Inna sprawa, że banki mogą zagrać na czas i potraktować jako wygodny pretekst fakt, iż wspólnie przygotowują rozwiązanie zapowiadane już kilkanaście tygodni temu i nie chcą otwierać sobie jakichś "specjalnych" negocjacji z poszczególnymi grupami klientów. Tyle, że te akurat grupy kredytobiorców, wnioskujące o mediację, są spore i ich zlekceważenie już na samym początku mogłoby oznaczać "powtórkę z Nabitych", czyli początek wojny "propagandowej", a może i prawnej. Wyobraźmy sobie dobrze zorganizowaną akcję składania kilkuset indywidualnych pozwów przeciwko danemu bankowi. Usiąść z konsumentami do stołu zanim zaczną zachowywać się nieobliczalnie może być jednak bezpieczniej. 



Od dawna namawiam, żeby sprawę franków rozstrzygnąć poza sądową wokandą , w ramach jakiegoś kompromisowego rozwiązania wynegocjowanego między bankami i klientam i. Namawiam też do tego, by konsumenci występowali w grupie, będąc równoważnym partnerem dla banków. Choć ostatnie wyroki sądowe wzmacniały raczej bankowców, niż klientówA. Owszem, zdarzają się dobre dla tych ostatnich wyroki, jak np. ten dotyczący bankowego tytułu egzekucyjnego, wystawionego pod adresem jednej z mieszkanek Szczecina, posiadaczki kredytu frankowego. Sąd - kilka miesięcy temu w pierwszej instancji, zaś kilka dni temu w drugiej - uznał, że bank nie powinien mieć prawa do przyspieszonej egzekucji długu, bo zasada, według której przeliczył wartość owego długu z franków na złote, jest określona w umowie zbyt nieprecyzyjnie. Nie oznacza to jeszcze, że kredyt frankowy staje się złotowym, ale jest sygnałem, że sądy miewają wątpliwości co do sposobu przeliczania klientowskich zobowiązań z waluty obcej na naszą.



Ale są i mniej korzystne wyroki. W zeszłym tygodniu od ściany Sądu Najwyższego odbili się "Nabici w mBank". Po korzystnych dla nich wyrokach dwóch instancji wydawało się, że złożony przez bank wniosek kasacyjny jest już tylko gestem rozpaczy. Tymczasem okazało się, że Sąd Najwyższy nieoczekiwanie stanął po stronie banku. Choć sądy niższych instancji udowodniły, iż zapisy dotyczące tego w jakich okolicznościach bank może zmienić klientom oprocentowanie kredytów są nieprecyzyjne, Sąd Najwyższy orzekł, że to wcale nie oznacza, iż umowa była wykonywana niewłaściwie. I zażądał, by powołać biegłego, który by ustalił w jakim stopniu zysk banku wynikający z wadliwej klauzuli był "niesprawiedliwy". Sprawa "Nabitych w mBank", która trwa już piąty rok, może potrwać np. kolejnych pięć lat i to bez żadnej gwarancji zwycięstwa klientów. Kilka tygodni wcześniej Sąd Najwyższy orzekł, że klienci - tym razem nie chodziło o sprawę zbiorową, lecz indywidualną - nie mogą domagać się wyrzucenia ze swoich umów paragrafów mówiących o spreadzie walutowym (a tym samym doprowadzić do "odfrankowienia" kredytów). To wszystko są wydarzenia zniechęcające bankowców do kompromisu. Ale czy bankowcom naprawdę jest na rękę wielorundowy spektakl na salach sądowych, na którym obłowią się głównie prawnicy?

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 21, 2015 23:13
No comments have been added yet.


Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.