C.U.D.

451Teatr nie zginął po rozpowszechnieniu kinematografii, ale zszedł do niszy. Można to też rozumieć w ten sposób, że teatr wyewoluował w film, a część artystów teatralnych wolała zatrzymać się w rozwoju niż zniżyć do uczestnictwa w obrazoburczym przełomie technologicznym. Nie inaczej dziś dzieje się z książką – nie ma wątpliwości, że książka papierowa będzie wypierana przez elektroniczną. Nie ma również wątpliwości, że słowo pisane będzie oddawało pole innym formom przekazu. Sztuka w tym, by odbyło się to bezboleśnie.


Co ciekawe, proces ten jest znacznie powolniejszy, niż się wydawało kilka lat temu, gdy zapowiadano rewolucję. Niedawno miałem okazję oglądać ludzi czytających różne rzeczy w nowojorskim zbiorkomie, co w pewien sposób przekłada się na przyszłość w Polsce. Tyle że tam w ogóle więcej ludzi czyta, więc i grupa statystyczna jest większa. Mniej więcej połowa czytaczy używała różnych rodzajów sprzętu elektronicznego, od smartfonów, poprzez tablety aż do czytników opartych na technologii e-paper. Reszta czytała głównie paperbacki, czyli tanie książki w miękkiej oprawie. Być może nawet odrywali i wyrzucali przeczytane kartki – nie sprawdzałem.


Wydawać by się mogło, że tamtejszy rynek książki został w połowie opanowany przez e-booki. Otóż niezupełnie tak jest. Nie widziałem nikogo, kto by czytał papierową gazetę codzienną (wyjątkiem były rozdawane za darmo szmatławe tabloidy). Rzeczywiście, gdy niegrzecznie zacząłem zerkać na ekrany, przekonałem się, że część z tych ludzi czyta gazety lub serwisy informacyjne. Upadek prasy papierowej został więc trafnie przepowiedziany. Dalej, część z nich czytała podręczniki lub materiały biznesowe. Tymczasem niemal wszystkie te papierowe książki to była beletrystyka.


Statystyki obejmujące wszystkie nabyte e-booki, włączając w to egzemplarze darmowe i takie za dolara, nie są chyba zbyt miarodajne. Niestety brakuje statystyk, mówiących ile takich e-booków jest rzeczywiście czytanych, a ile ląduje na wirtualnej półce. Jednak nie ma co się łudzić, e-book w końcu wygra, choć książka w obecnej postaci nie zniknie całkowicie.


Zagrożenia związane z tą przemianą są oczywiste i dobrze znane z branży filmowej i muzycznej. Mowa o piractwie. Wiem, nudzę, ale to naprawdę jest problem. O ile filmowcy mają zapewnione dochody z biletów (bo jednak lepiej się ogląda film w kinie niż na małym telewizorze), a muzycy z koncertów, o tyle pisarz ma bardzo ograniczone możliwości zarobkowania innymi metodami niż sprzedaż książek.


Więc e-booki. Wydaje się, że interaktywność e-booków beletrystycznych nie sięgnie poza klikalne przypisy i nieliczne linki. Jeżeli ktoś potrafi przeczytać tekst, nad którym trzeba się skupić dłużej niż pięć sekund, i nie gryźć przy tym paznokci, to znaczy, że w literaturze szuka literatury, a nie ubogiej wersji gry komputerowej. Opowieść literacka wymaga skupienia, a każda forma interakcji, poza przewijaniem stron, to skupienie niszczy. Oznacza to mniej więcej tyle, że powieści będą powstawały w podobny sposób jak teraz – pracą autora przed komputerem, a na wyjściu będziemy otrzymywać plik tekstowy. Plik, którego nie sposób skutecznie zabezpieczyć przed kopiowaniem. Czy literatura to przetrwa?


Żeby przetrwała, musi się zdarzyć C.U.D., na który składają się Cena, Uczciwość, Dostępność.


Cena to najbardziej oczywisty z elementów. Na początek 23% VAT-u – tego raczej nie przeskoczymy. Wydaje się, że w drugiej kolejności najłatwiej pozbyć się pośredników, bo oni z całego łańcuszka zabierają najwięcej. Jednak pośrednicy są pośrednikami dlatego, że potrafią sprzedać dużo. Żaden autor, jeśli poważnie myśli o pisaniu, nie będzie tracił własnego czasu i energii na samodzielne sprzedawanie książek. Można się jeszcze pozbyć wydawcy i wydawać samemu. Lecz… jeżeli ze swoją genialną powieścią odbiłeś się już od drzwi wszystkich wydawców w kraju, znaczy to tylko, że ona nie jest genialna. Dla dobra swojego i potencjalnych czytelników, zajmij się czymś innym. Filtr w postaci selekcji wstępnej, pracy redakcyjnej i korektorskiej przyda się każdemu, nawet doświadczonemu pisarzowi.


Uczciwość to temat rzeka. W powszechnej dziś świadomości kupując książkę, płaci się za przedmiot. A jeśli tak, to znaczy, że książka niematerialna powinna być za darmo, jak wszystko w internecie. I poważnie całkiem sporo ludzi tak właśnie uważa. Pod hasłami „wolna kultura” i podobnymi, brzmiącymi bardzo ładnie i szlachetnie, kryje się jednak zwyczajna chęć korzystania z cudzej pracy bez płacenia za nią, ewentualnie płacenia pod warunkiem, że książka się spodoba (spróbujcie coś podobnego powiedzieć fryzjerowi albo taksówkarzowi). Być może potrzeba pokolenia lub dwóch, by ten sposób myślenia zmienić. Jak powiedział Robert M. Wegner podczas ostatnich Bachanaliów Fantastycznych „Obyśmy to przetrwali”. Bo rzeczywiście kraść można do czasu, aż nie będzie czego kraść. Książki nie rosną na drzewach ani nie spadają z nieba. Ktoś musi je napisać. Gdyby George R.R. Martin nie mógł się utrzymać ze swojej serii, dałby sobie spokój po pierwszym tomie i zajął się krawiectwem albo hodowlą owiec.


Dostępność. Tutaj wracamy do tematu pośredników. Ktoś musi ogromną liczbę nowo powstających (i starszych) książek w sposób uporządkowany podać klientowi. Oczywiście można by polegać na Google’u i pewnie dałoby się tak znaleźć każdy tytuł. Jednak co zrobić, jeśli chcemy przeczytać nowy doskonały romans paranormalny, a nie znamy tytułu ani autora? Zwykle tak to właśnie wygląda. Jeśli nie chcemy przebijać się przez dziesiątki stron autorów, agentów, pośredników, blogerów, spamerów, to pozostaje nam udać się do księgarni internetowej, gdzie otrzymamy wszystko na tacy. Znane serwisy internetowe zajmujące się piractwem są popularne również dzięki temu, że można tam w łatwy sposób znaleźć wszystko, czego ktoś potrzebuje. Bez wygodnej dostępności towarów nie ma handlu.


Czekamy na C.U.D.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 12, 2013 05:03
No comments have been added yet.


Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.