Na suwak
Typowa sytuacja: przewężenie na dwupasmówce. Z dwóch pasów robi się jeden. Ponieważ przez ostatnie kilka lat na bach zaczęły powstawać autostrady (wszystkie trzy) i zintensyfikowały się remonty, przewężeń jest masa. O tyle to pozytywne, że jest co przewężać, prawda? Niby prosta sprawa, z dwóch pasów robi się jeden, czyli trzeba się skompresować. Pozornie proste, ale diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. A jeśli można stworzyć konflikt, to jest stuprocentowo pewne, że lubujący się w zawiści Polacy konflikt stworzą. Dla sportu.
W większości przypadków kończy się lewy pas i trzeba z niego zjechać na prawy. Jak to wygląda w Polsce? Na prawym pasie korek, lewy pusty i cwaniaki śmigają nim do końca, by wszystkich wyprzedzić i się wepchnąć. Zaraz, zaraz… cwaniaki? Czy aby na pewno? Powinni przecież zjechać wcześniej i kiblować na prawym pasie jak reszta. Kiedyś też tak robiłem, ale przestałem. Dlaczego? Poniżej wyjaśnienie.
Kiedy „cwaniacy" powinni zjechać? Stali bywalcy danej trasy wiedzą, gdzie dokładnie jest przewężenie i zjeżdżają na prawy pas kilometr wcześniej. Ci, którzy nie znają trasy, dowiedzą się o przewężeniu, jak zobaczą znak, i wtedy, na sto metrów przed nim, spróbują zmienić pas. Ale wtedy staną się wrogami tych, co wjechali wcześniej, bo bywalcy już kiblują na prawym pasie i każdy, kto ich wyprzedził, to wróg. I nie ważne, że nie wiedział o znaku przewężenia. Jego problem, chama nieprekognity, bo nie przewidział. Powinien cham przewidzieć, że tam dalej będzie znak, albo w ogóle nie wychodzić z domu lub się nie narodzić. OK, niezorientowani zmienili pas, wpychając się 100 metrów przed znakiem. Jednak część ludzi zauważy znak kawałek dalej i postanowi zmienić pas równo ze znakiem. I tu napotkają problem, bo wszyscy ci, którzy już są na prawym pasie zjednoczeni korkiem, niepomni wcześniejszych animozji, odpowiedzą refleksem i nienawiścią do tych, co próbują się wepchnąć I znów konflikt. Część pojedzie lewym pasem dalej, aż do momentu, gdzie dostrzegą rzeczywiste przewężenie. I tam sytuacja wpychania się i nie wpuszczania powtórzy się. Powtórzy się ona jeszcze raz tuż przed przewężeniem. I dopiero dalej korytem jednego pasa wkurzone towarzystwo nienawidzących się nawzajem ludzi potoczy się dalej.
To, że kultura nie nadąża za technologią, wiemy od momentu wybuchu pierwszej wojny światowej. Po co ta cała walka o prawy pas? Oto polska specjalność: zrobić konflikt, gdzie go nie ma. Postawić się, zginąć nawet dla sprawy, choć sprawa banalna. Przewężenie idealne z punktu widzenia buraków wygląda tak: wszyscy stoją w korku na prawym pasie, a lewy pas pusty. Jak ktoś spróbuje nas wyprzedzić, to wróg. Efekt: dwa razy dłuższy korek, mniej płynny ruch i masa niepotrzebnych konfliktów. A dlaczego? Bo ludzie są głupi i horyzonty ich myślenia są ograniczone w czasie i przestrzeni. Zasada nadrzędna: jak sąsiad ma lepszą stodołę, to mu ją podpalę, żeby było po równo.
Sytuacja sprzed dwóch tygodni. Jedziemy z Warszawy na Pyrkon, a Gierkówka w remoncie. Kilkanaście kilometrów za Jankami zwężenie. I standardowo, jak przystało na kulturę buraków, prawy pas zawalony, lewy pusty. Jedziemy więc lewym. Zajeżdża nam drogę ciężarówka-laweta i wlecze się w tempie pieszego – to pierwszy kontakt z przedstawicielem buractwa. Omijamy dwoma kołami po pasie zieleni. Do przewężenia kawał drogi, jeszcze nawet nie ma znaków. 200 metrów dalej blokuje nam drogę srebrna Vectra. Jedzie tak, że wyprzedzić bezszkodowo się nie da. Vectra jedzie równo w tempie prawego pasa, 5 km/h, choć przed nią pusty asfalt. Szczęście, że nie ja prowadzę, bo obawiam się, że bym rozważył fizyczne zwiększenie prędkości Vectry do 30 km/h. Tak mogę tylko wysiąść i dogonić chama na piechotę, by mu, nie używając przekleństw, wytłumaczyć, jak bardzo źle czyni. Liczę przy tym na to, że on nie będzie większy one mnie i umie rozmawiać.
Podchodzę, bo w tej sytuacji pieszo poruszam się szybciej od samochodów, i pukam w przyciemnianą szybę. Szyba odsuwa się na 2.5 cm. W środku siedzi baba koło czterdziestki, elegancka w żakieciku i z bluetoothem w uchu. Biznesłumen z Pomiechówka. Pytam, czemu blokuje pas, skoro przed nią jest po kres widoczności pusto. Odpowiada, że tam gdzieś jest zwężenie i że my musimy solidarnie i tak dalej. Próbuję jej wytłumaczyć ideę wjeżdżania na suwak na końcu przewężenia, ale napotykam na beton. Nie bo nie. Zderzenie kultur. Buraczana baba wygrywa tępym uporem. Wracam więc na miejsce pasażera i żałuję, że nie ja prowadzę, bo bym przywrócił do życia pierwotne znaczenie słowa „zderzak".
Głupi ludzie przekonani o tym, że są strażnikami porządku, blokują wolny pas. Nie, nie są strażnikami porządku; są zwykłymi burakami, reliktami epoki wąskich horyzontów. Widzą czubek swojego nosa i może metr dalej. Jakie jest rozwiązanie sytuacji przewężenia? Nie odkryję Ameryki, w Europie Zachodniej rozwiązanie to jest znane od dziesięcioleci i nazywa się „na suwak". Polega to ni mniej ni więcej na tym, że wszyscy dojeżdżają obydwoma pasami do końca i w miejscu przewężenia wjeżdżają na suwak, czyli jeden samochód z lewego pasa, potem jeden z prawego i znów ten z lewego. I nie ma konfliktu, bo konflikt nie ma jak powstać. Proste? Tak, ale nie w zaściankowej Polsce.
Poniżej filmik, który powinien nosić tytuł „Z obiektywem wśród buraków".
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
