Coś (The Thing)

Coś (The Thing)Żadna tajemnica, że Coś z roku 2011 to prequel filmu Johna Carpentera z 1982 roku. Ale lepiej nie porównywać tego filmu do starego Cosia, bo wypadałoby stwierdzić, że to mało wyrafinowana próba podpięcia się pod legendę. Nowy film takiego porównania zwyczajnie nie wytrzyma. Jeśli jednak zapomnimy o Carpenterze, okaże się, że Eric Heisserer (scenariusz) i Matthijs van Heijningen Jr. (reżyseria) zrobili kawał porządnego kina rozrywkowego. A co najważniejsze, powstrzymali się od kręcenia remake'u.


To horror na granicy gore. Grupa norweskich polarników odkrywa pod lodem wielki statek pozaziemski. Zdają sobie sprawę z tego, że to historyczne znalezisko. Wzywają na pomoc posiłki złożone z naukowców, wśród których jest pani paleontolog Kate Lloyd. Wydaje się być najrozsądniejsza z całej ekipy, ale trudno nazwać ją sympatyczną. Jej zadaniem jest wydobycie spod lodu zamarzniętych szczątków jednego z pasażerów statku. Operacja udaje się połowicznie, gdyż szczątki okazują się nie być szczątkami a całkiem żywym i zwinnym obcym. Co będzie dalej, można się domyśleć.


Trzeba przyznać, że twórcy mieli trudne zadanie. Nie dość, że widz domyśla się, jak będzie przebiegała akcja, to jeszcze zna zakończenie. To też przyczyna, dla której fabuła jest mocno sztampowa i to sztampowa podwójnie, bo pełnymi garściami czerpie z pierwowzoru. Nie przeszkadza to w oglądaniu, bo do sztampy przecież się już przyzwyczailiśmy. Naprawdę rzadko powstaje film oryginalny. Sztampę można jednak wykorzystać twórczo i wycisnąć z niej więcej, niż udaje się zwykle. Tak jest w tym przypadku.


Naukowość i logika momentami kuleje. Mamy znane ze starego filmu sceny palenia obcych miotaczami płomieni (skąd miotacze na stacji arktycznej?). Jest to całkiem skuteczna metoda ich zabijania. Czemu jednak natychmiast po tym, gdy obcy przestaje się ruszać, w ruch idą gaśnice? Przecież bohaterowie wiedzą już, że obcy jest niebezpieczny również na poziomie komórkowym. Dlaczego naukowcy pobierają próbki obcego z jawnym pogwałceniem wszelkich możliwych zasad bezpieczeństwa? Czemu unieruchomienie łazików śniegowych odbywa się w ten sposób, by udało się je ponownie uruchomić w minutę? Lepiej się nad tym zbyt intensywnie nie zastanawiać, bo to może popsuć przyjemność z oglądania. Trzeba przyznać, że mimo wad na tle współczesnych filmów podobnych gatunkowo Coś wypada dobrze.


Klimat paranoicznego zagrożenia, które może nadejść z każdej strony, budowany jest w ten sam sposób, co u Carpentera, choć tutaj akcja wyraźnie wygrywa z nastrojem. Jednak nie udało mi się uniknąć porównań… Podobna jest muzyka, podobny sposób filmowania. Co więcej, bardzo wiernie odtworzono wnętrza norweskiej bazy, które w starym filmie widzieliśmy już spalone. Niestety, o ile u Carpentera, każda postać była dopracowana i widz mógł się z nią zżyć, o tyle tutaj z krwi i kości jest dwóch, może trzech bohaterów. Reszta to papierowi statyści, których trudno spamiętać. Pojawiają się tylko po to, żeby obcy mógł ich w widowiskowy sposób uśmiercić. Końcówka jest mocno nagięta chałupniczą metodą, by pasowała do początku filmu Carpentera. Nie jest chyba tajemnicą, że wszyscy, z wyjątkiem kolesia strzelającego w 1982 roku z helikoptera, muszą zginąć. Cóż zatem scenarzysta miał zrobić z główną bohaterką, która musiała być tak bardzo główna, żeby nawet nie imali się jej obcy? Hm… Zobaczcie sami.


Gdybym miał wybór: obejrzeć ten film po raz drugi, albo film Carpentera po raz dwudziesty, wahałbym się. Źle brzmi, ale nie zmienia to faktu, że fani starego Cosia powinni być ukontentowani.



 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on January 15, 2012 16:53
No comments have been added yet.


Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.