Uderz w stół, a piła łańcuchowa sama się włączy
Już sam tytuł Feministki mnie zabiją sugerował, że Ilona Łepkowska zdawała sobie sprawę, że zwarte szeregi feministek wystąpią przeciwko niej – kobiecie, która jest antytezą feminizmu. Łepkowska zaszła tam gdzie zaszła bez pomocy parytetów, wsparcia jakichkolwiek organizacji kobiecych, udowodniła, że szklany sufit jest fikcją. O ile do głosów, że feminizm jest szkodliwy, feministki już się przyzwyczaiły; o tyle sugestii, że jest zbędny, tolerować nie mogą.
I choć Łepkowska zdawała sobie sprawę, że mówiąc prawdę, rozwścieczy to środowisko, to chyba nie sądziła, że aż tak. Nie śledzę sprawy, a jednak mimowolnie zarejestrowałem już kilka mniej lub bardziej zjadliwych odpowiedzi. Cóż, napiszę coś i ja.
Poszło głównie, choć nie tylko, o zdanie wypowiedziane przez Łepkowską podczas wywiadu dla Gazety Wyborczej: „Gdyby moja córka urodziła dziecko i nawet gdybym ja była mniej aktywna zawodowo i była dobrą babcią zakochaną we wnuku, a ona by musiała wstawać o piątej rano do pracy, to ja bym jej powiedziała: daruj sobie tę pracę!"
Zdanie jak zdanie, mądre i zawiera prawdę życiową, że dzieci dla matki są najważniejsze. Otóż nie, nie są. Najważniejsza jest samorealizacja, kariera i ogólnie dążenie do wypełnienia ideologicznego obowiązku – przyczynienia się do obsadzenia kobietami wszystkiego co najmniej po połowie, czyli spełnienia snu siedzących nad tabelami statystycznymi feministek. W tym kontekście dzieci są démodé, a wręcz ich istnienie szkodzi.
Atak czasem nadchodzi z zupełnie nieoczekiwanej strony. Ja na przykład interesuję się kulinariami, lubię gotować i staram się gotować zdrowo. Jedną z podstawowych zasad zdrowego gotowania jest korzystanie z jak najmniej przetworzonych produktów. Znaczy to na przykład, że zamiast sosu pomidorowego z paczki lepiej ten sos przygotować samemu z włoszczyzny, boczku i pomidorów. Owszem, trwa to dłużej, ale nie ładujesz w siebie połowy tablicy Mendelejewa, no i w trakcie przygotowywania możesz poczytać książkę. Staram się wzorce moim zdaniem pozytywne promować w książkach. Tak więc w jednym z tomów „Felixa, Neta i Niki" przedstawiam zalety naturalnego żywienia i opisuję w skrócie proces gotowania bez użycia produktów wysoko przetworzonych.
I do czego tu się można przyczepić? Koncerny spożywcze mogłyby mieć pretensję, ze im zmniejszam zyski, ale przecież one nawet tego nie zauważą. No więc co? Proponuję usunięcie z jadłospisu tłuszczy trans, konserwantów, sztucznych barwników, glutaminianu sodu, przeciwzbrylacza etc. Cóż w tym złego? Okazuje się, że zdrowe żywienie jest seksistowskie, bo gotowanie zwykle spada na kobiety. Kobiety, jak wiadomo, są stworzone do innych celów, do kariery i władzy, a rodzina i dzieci to dla nich kula u nogi. Niech więc te dzieci w imię równości żrą mrożoną pizzę, chipsy, hamburgery i konserwy.
Nie oglądam telenowel, chyba że jestem w gościach w domu, gdzie telewizor robi za kominek i grzmi na okrągło. I rzeczywiście w TV kobiety częściej gotują i generalnie częściej zajmują się domem i dziećmi. A dlaczego? Bo telenowela z założenia ma pokazywać zwykłe życie ludzi. Gdyby akcję telenoweli umieścić w kołchozie, zaraz spadałby z anteny, bo nikt nie chciałby tego oglądać. No więc w telenowelach kobiety mieszkają w domach z mężami i dziećmi i gotują. Czyli nie ma równości? Nie ma, bo niby czemu miałaby być?! Czemu dwa fizycznie i psychicznie odmienne gatunki, mężczyzna i kobieta, miałby być tresowane do identycznych zachowań, skoro w ich naturze leży co innego? Dzielenie ludzi procentowo, stosowanie odpowiedzialności zbiorowej i wciskanie w nienaturalne wzorce to głupota.
Wmawianie kobietom, że celem ich życia jest udawanie mężczyzn, a mężczyznom udawanie kobiet, to przedkładanie wydumanej ideologii nad rozsądek. Człowiek jest programowalny. Można go nauczyć wielu zachowań, nawet bardzo głupich. Wystarczy często powtarzać i karać, jeśli nie będzie postępował zgodnie z oczekiwaniami. Można wsadzić facetów w kapcie, kazać im opiekować się noworodkiem (oczywiście karmionym sztucznym mlekiem) tak samo jak można zamienić kobiety w wyzute z uczuć cyborgi zasuwające od rana do nocy w korpo. Tylko po co to robić, poza chęcią udowodnienia, że to możliwe?
Wiele kobiet przedkłada karierę nad rodzinę i jeśli nie jest to koniecznością, nie ma w tym niczego chwalebnego. Tak samo jak wielu facetów za główny cel uznaje wychowywanie dzieci – z różnych przyczyn, również z takich, że zajęta karierą matka je zaniedbuje. Więc jest to możliwe. Zostało udowodnione, że można się zamienić rolami. Po co więc udowadniać to jeszcze bardziej, czy wręcz czynić z tego normę? Wiadomo, że niedźwiedzia da się nauczyć jeździć na rowerze, sam widziałem. Nie wiem, czy był z tego powodu szczęśliwy – miał łańcuch na szyi, żeby nie uciekł. Powiedzmy jednak, że jestem w stanie zaakceptować misia jeżdżącego na rowerze. Ale to nie powód, żeby wszystkie niedźwiedzie tresować na kolarzy.
Łepkowska wypowiedziała mądre zdanie i za to została zaatakowana z wielu stron. Teraz czekam na spontaniczną i „oddolną" akcję, której zadaniem będzie wprowadzenie parytetu gotowania w telenowelach. Tym razem oczywiście parytet będzie dotyczył mężczyzn, a udział w nim będzie obowiązkowy.
Za sto lat na lekcjach historii feminizm przełomu wieków będzie opisywany jako przejściowa społeczna aberracja obok komunizmu w Rosji Radzieckiej czy politycznej hiperpoprawności w sporej części państw Zachodu. Gorzej, że jeżeli obecna tendencja się utrzyma, to historii będzie wtedy uczył zupełnie kto inny, niż byśmy chcieli.
Jest też wymiar jednostkowy stosowania feministycznej inżynierii społecznej. Przeciętna wyznawczyni idei feministycznej w czystej formie obudzi się pewnego ranka, gdzieś po czterdziestce i stwierdzi, że przerżnęła życie, że zamiast dorastających dzieci ma dziesięć specjalizacji, kilka dyplomów i głowę pełną haseł o samorealizacji, o wyścigu wzwyż, o przebijaniu mitycznego szklanego sufitu. I pusty dom.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
