Chemiczny ogrzewacz do rąk
Pisałem jakiś czas temu o ogrzewaczu do rąk Zippo. Znów robi się zimno, więc napomknę kilka słów o rozwiązaniu nieco prostszym, bo nie wymagającym tankowania. Mowa o ogrzewaczu chemicznym na przykładzie ogrzewacza firmy MFH.
Rozwiązań ogrzewaczy do rąk jest wiele i nie mam tu na myśli rękawiczek. Są ogrzewacze benzynowe, są na żarzący się wkład węglowy, są też akumulatorowe ogrzewacze elektryczne. Przetestowany przeze mnie ogrzewacz chemiczny ma formę poduszki wypełnionej żelem. Jest bardzo prosty w użyciu: wystarczy mocno nacisnąć umieszczoną wewnątrz blaszkę, co rozpoczyna proces krystalizacji połączony z wydzielaniem ciepła. Poduszka grzeje przez niecałą godzinę, po czym temperatura zaczyna spadać. Ogrzewacz jest wielorazowego użytku, by go „naładować" wystarczy pogotować go w garnku z wodą przez jakieś 6 minut. Gotowanie rozpuszcza kryształ i znów mamy gotowy do użycia sympatyczny implant.
Zaletą tego ogrzewacza jest niewątpliwie prostota użytkowania, oraz to, że od razu widać, czy jest „naładowany". Wady są dwie: waga to 300g, więc sporo więcej niż Zippo Hand Warmer czy ogrzewacz węglowy, a czas pracy jest mniej więcej dwudziestokrotnie krótszy (podobnie wygląda zresztą sytuacja z ogrzewaczem elektrycznym, którego to rozwiązania nigdy nie brałem pod uwagę). Istnieje również ryzyko przebicia powłoki i choć zawartość nie jest toksyczna, to jednaka może narobić bałaganu w plecaku/torbie.
Najsensowniejsze wydaje się potraktowanie tego ogrzewacza jako awaryjnego źródła ciepła, które np. może jeździć cała zimę w samochodzie. Podczas zimowych wycieczek z plecakiem ogrzewacz benzynowy wydaje się pod niemal każdym względem praktyczniejszy.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
