Gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym się położył

Istnieją dwa rodzaje zdarzeń: te, na które mamy wpływ, i te, na które wpływu nie mamy. Choć zaskakująco wiele ludzi ma trudności z ich odróżnianiem. Awaria wynikająca z zaniedbania naprawy hamulców należy do rodzaju pierwszego, a awaria hamulców wynikająca z wady fabrycznej do drugiego.


Po każdym nieszczęśliwym wydarzeniu, szczególnie takim, które wiąże się ze sporą stratą, mamy pokusę do oceniania motywów ludzi uznanych za winnych, jako świadomych sprawców. Oceniamy ich po fakcie, dysponując wszystkimi informacjami, do których oni wcześniej nie mieli dostępu. Ciocina logika opiera się na prostym twierdzeniu, że „Gdybyś wtedy nie pojechał do sklepu, to by nie było tego wypadku”, lub też „Całe szczęście, że z nim nie pojechałaś, bo byś teraz leżała w szpitalu”.


Czy rzeczywiście? Minimalna różnica masy, minimalnie inny czas potrzebny do przebycia drogi, a może wymuszona przerwa na papierosa, to wszystko może spowodować, że wypadek „losowy” się wydarzy, lub odwrotnie, że miniemy „przeznaczenie” o kilka sekund, nawet o tym nie wiedząc. Ciociną logikę można podsumować prostym „Gdybym wiedział, że się przewrócę, to bym się położył”, a psychologia określa to jako błąd poznawczy o nazwie efekt wyniku.


W przypadku losów pojedynczych ludzi tak to działa, ale im większa skala, im więcej zmiennych, tym mniejszy mamy wpływ na cokolwiek, a bo niemal wszystko zależy od „przypadku”. Mianem przypadku nazywamy zjawiska, których nie ogarniamy ze względu na ich skomplikowanie. Jeśli ktoś wierzy w zasadę na której bazuje chociażby seria filmów Oszukać przeznaczenie, to oczywiście jego sprawa. Nie będę tutaj rozpisywał się na temat fatalizmu. To temat delikatny dla znakomitej większości mieszkańców naszej planety, a tymczasem jest to tylko próba wytłumaczenia naszej bezsilności w prognozowaniu działania złożonych układów.


Ta bezsilność jest również źródłem gotowej inspiracji do tworzenia historii alternatywnych. A chyba największą fantastyczną ekwilibrystykę trzeba wykonać, by opisać istniejącą współcześnie Wielką Rzeczpospolitą.


Bolesław III Krzywousty na łożu śmierci podzielił swoje księstwo, tym samym rozpoczynając rozbicie dzielnicowe Polski, więc i doprowadzając do osłabienia państwa na prawie dwieście lat. Skutki odczuwamy do dziś. Ale, czy gdyby tego nie zrobił, to Polska byłaby dziś światowym mocarstwem na wschodzie graniczącym z Chinami? Mało prawdopodobne. Rozbicie dzielnicowe to nie tylko polska specjalność. Miało miejsce również na Rusi, gdzie trwało nawet dłużej. Każdy z naszych sąsiadów miewał problemy podobnej skali.


A może wyjaśnienie jest inne? Może jakbyśmy się nie starali, to i tak nie udałoby się nam osiągnąć nic więcej poza przebłyskami chwały, szybko gasnącymi pod naporem nawały dziejowej. Wystarczy spojrzeć na mapę topograficzną Europy, by dostrzec, że nasze położenie nie daje wielkich możliwości. A precyzyjniej się wyrażając, jest strategicznie bardzo nieszczęśliwe.


Można by analizować kierunek cofania się ostatniego lodowca pod koniec Plejstocenu, kiedy to w dawnej żyznej dolinie rzeki Eridan powstał Bałtyk. Można się cofnąć dalej, do procesów formowania Karpat, ale to nic nie da – to wszystko są procesy, na które nie mieliśmy wpływu. Faktem jest, że mieszkamy na wielkiej równinie od południa ograniczonej górami, od północy morzem. Natomiast od wschodu i zachodu nie zabezpiecza nas nic poza raczej łatwymi do pokonania rzekami.


Europa to mieszkanie u układzie amfiladowym, a nam przypadł pokój przejściowy. I to w obu znaczeniach tego określenia. Jeżeli na zachodzie powstanie potęga militarna, to naturalnym początkiem jej ekspansji będzie przejście przez nasz piękny kraj. W sytuacji odwrotnej, jeżeli potęga militarna powstanie na wschodzie, to jedyna sensowna droga do podbicia zachodu znów prowadzi tędy. A najgorsze, co się może przydarzyć, to oba te scenariusze jednocześnie. I to się nam zresztą przytrafiło. I to nie raz.


Każde odrodzenie Polski przypomina mozolne odbudowywanie mrowiska, które uparliśmy się umieścić na środku ruchliwej drogi. Najłatwiej powiedzieć, że mityczny założyciel Polski, Lech, sfuszerował robotę, skoro nakazał swoim ludziom osiedlenie się właśnie tutaj. Czy naprawdę?


Raczej nie dysponował mapami satelitarnymi, ani nie analizował przyszłej sytuacji geopolitycznej. Oceniam jego świadomość sytuacyjną na mierną, lub raczej zerową. Po prostu znalazł miejscówkę z żyzną ziemią, z dostępem do wody, z łatwym do pozyskania plączącym się po lasach białkiem zwierzęcym. Jakkolwiek Lech to postać fikcyjna, to jednak ktoś taki, lub raczej wielu takich ktosiów, podjęło decyzję o osiedleniu się akurat tutaj, bo wedle ich oceny, to było najkorzystniejsze. Nie było po co iść dalej, gdzie pewnie trzeba by kogoś ukatrupić, żeby zająć jego miejsce. A z tyłu napierali następni.


Można by powiedzieć, że prowizorka utrzymuje się najdłużej, ale to nieprawda. Pytanie, czy można cokolwiek zmienić. Po wszystkich błędach popełnianych przez naszych przodków i podobnych popełnianych przez przodków naszych sąsiadów, po niezliczonych wojnach i przesuwaniach granic tam i z powrotem, obecne terytorium Polski odpowiada niemal dokładnie temu sprzed tysiąca lat. Nie licząc Prus, ale nie czepiajmy się drobiazgów.


To, że państwa z nieograniczonym dostępem do otwartego oceanu zostały potęgami kolonialnymi też w małym stopniu było wynikiem mądrzejszych lub głupszych decyzji. Podobnie jak Rosja skolonizowała ogromne tereny Azji tylko dlatego, że była taka możliwość. A jeśli była możliwość to i konieczność. Gdyby Lech jakimś „cudem” przeniósł się gdzie indziej, to w miejscu dzisiejszej Polski nie byłoby bezludnej puszczy. Dziś kto inny w innym języku narzekałby, jak to jego przodkowie koncertowo spartaczyli robotę, bo się tu osiedlili.

1 like ·   •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 17, 2018 14:52
No comments have been added yet.


Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.