Wenecja (1/3)
Wenecja to miasto magiczne i to magiczne bez marketingowej przesady. W podobny sposób magiczne są miasta wykute w skałach, czy też zawieszone na drzewach w dżungli. Nawet gdyby Wenecja się starała udawać normalne miasto, nie udałoby się jej. Gdy zamiast ulic są kanały, nic nie może wyglądać normalnie.
Trzy dni, które spędziłem w Wenecji to zdecydowanie za mało, by ją zwiedzić. Miasto podzielone jest na sześć dzielnic, z których każda ma inny charakter. Właściwie dzień na każdą dzielnicę to minimum, żeby choć pobieżnie ją poznać. Cóż, będę musiał tam wrócić.
Tuż przy Piazzale Roma znajduje się główny węzeł komunikacyjny i punkt startu do zwiedzania miasta. Obok jest dworzec autobusowy, kolejowy i wielopoziomowe parkingi. W Wenecji „właściwej" nie ma samochodów, skuterów ani nawet rowerów. Komunikacja odbywa się po wodzie. Są wodne autobusy (vaporetto), wodne taksówki i turystyczne gondole, koszmarnie drogie. Bilet trzydniowy na wszystkie linie vaporetto kosztuje 33 euro. Też drogo. Nie przetestowałem rozwiązania z podobnym cenowo dmuchanym pontonem z supermarketu, ale przeczuwam, że policja mogłaby mieć coś naprzeciwko. Paczki kurierskie i zaopatrzenie do sklepów dowozi się również łódkami, a dopiero ostatni etap odbywa się na dwukołowym wózku.
Miasto nie jest duże, główna część ma mniej niż 5 km w najszerszym miejscu, a obecnie mieszka tu na stałe mniej niż 60 tysięcy mieszkańców. Co najmniej drugie tyle dojeżdża do pracy z okolicznych miejscowości. Wszędzie da się dopłynąć wpław lub dojść piechotą, choć pierwszy sposób w praktyce nie jest stosowany od kilkuset lat. Zostaje więc starożytna metoda per pedes. Plątanina uliczek i kanałów jest na tyle chaotyczna, że łatwo się zgubić. Na szczęście górujące nad zabudową kampanile mogą służyć za punkty orientacyjne.
Przed przyjazdem do Wenecji warto zaopatrzyć się w kalosze. Dobowe wahania poziomu wody rzędu metra są tu normalne, szczególnie jesienią, a od kilkudziesięciu lat zalewanie wielu ulic i placów zdarza się na tyle często, że służby miejskie nawet nie demontują tymczasowych pomostów. Podczas mojej wizyty w Wenecji poziom wody na Placu Św. Marka koło południa sięgnął prawie 40 cm, a starczyło kilka godzin, by opadł pół metra poniżej nabrzeża. Bardzo źle to wróży przyszłości miasta. Architekci sprzed kilkuset lat z pewnością nie zakładali, że zmiany klimatyczne uczynią poziom morza czymś niestałym.
Wenecję najlepiej zwiedzać poza sezonem, na przykład w listopadzie, głównie z powodu mniejszej niż latem liczby turystów. O brzasku mgły snują się kanałami a na oddalonych od centrum nabrzeżach nie ma żywego ducha. Podobno. Z oczywistych przyczyn nie mogłem tego zweryfikować.
Poniżej pierwsza część zdjęć z Wenecji.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
