Emocje
Jesteśmy tylko zwierzętami targanymi instynktami i emocjami, nad którymi z trudem próbuje zapanować rozsądek. Jeśli ktoś poczuł się tym zdaniem obrażony, to tylko potwierdził jego prawdziwość. Rozsądek jest silny w naszym umyśle mniej więcej tak, jak obecny rząd Wenezueli. Wydaje się nam, że kierujemy swoim życiem, a tymczasem wszystko wskazuje na to, że płyniemy okrętem, którym kieruje autopilot. Jednak ten autopilot poświęca sporo energii, by snuć przed nami iluzję, że to my kontrolujemy sytuację. To się nie dzieje przypadkiem.
Każdy bardziej spostrzegawczy człowiek, przy odrobinie wysiłku, może tę powszechną przypadłość zaobserwować na własnym przykładzie. Niech to będzie dieta niskokaloryczna albo postanowienie niepicia piwka do soboty, no… do piąteczku. Im bliżej wieczoru, tym pokusa większa. Przez pewien czas na ramionach siedzą nam aniołek i diabełek. Przekomarzają się, aż w pewnym momencie aniołek daje za wygraną, a my otwieramy lodówkę i sięgamy po deser czekoladowy lub piwo. Potem zaczyna się etap racjonalizacji własnej słabości. Wmawiamy sobie, że to był nasz wybór, bo przecież mamy wolną wolę. Obserwacja tego procesu na własnym przykładzie jest w pewien perwersyjny sposób fascynująca. Tak czy inaczej, rozsądek znów przegrał.
W 1983 r. Benjamin Libet wykazał w serii eksperymentów, że wolna wola jest złudzeniem, ponieważ „decyzja” zapada na poziomie nieświadomości, a dopiero później jest realizowana przez świadomość. W dużym skrócie: badacze obserwujący wykresy EEG badanych, wiedzieli z wyprzedzeniem nawet kilku sekund, jaką decyzję badani podejmą. Wyniki eksperymentu wielokrotnie potwierdzano i wielokrotnie obalano. Jeśli okazałoby się, że wolna wola jest złudzeniem, to przecież wszystko w co wierzymy, co kochamy, do czego dążymy, nagle przestanie mieć sens. To będą już tylko złudzenia, senne powidoki, w pokrętny sposób zwiększające ewolucyjnie szansę na przeżycie naszych genów. Byłaby to wybitna dziejowa perfidia, w dodatku bez możliwego do wskazania sprawcy, no chyba że sprawcą nazwiemy zasady doboru naturalnego.
Emocje to narzędzia służące mózgowi do kontrolowania świadomości. Jeśli ten duet istnieje i ma się dobrze, to znaczy że ewolucyjnie się sprawdza, chociażby w przypadku szacowania ryzyka. Pytanie tylko, czy sprawdza się również w funkcjonowaniu dużych społeczeństw? To, co dzieje się w naszych głowach, gdy siedzimy samotnie w domu, jest też bardzo chętnie uzewnętrzniane. Nadal jednak rozsądek jest w defensywie. Tak jak nieporadnie próbujemy ogarniać własne życie, tak i próbujemy nieświadomie wpływać na życie innych. To znaczy robimy to pozornie świadomie, tyle że świadomość jest sterowana z niższych poziomów.
Jak to już kiedyś pisałem, w filmach dla niewymagającej widowni zwykle kibicuję czarnym charakterom. Oni przynajmniej mają jakiś plan, szerszy ogląd sytuacji. Wzorcowy hollywoodzki protagonista spełnia kryteria archetypu głupka, który ma więcej szczęścia niż rozumu, a w życiu kieruje się… no właśnie, emocjami, nie rozsądkiem. Taka a nie inna konstrukcja bohatera ma sprawić, by większość widowni mogła się z nim utożsamiać. Trochę to smutne, że miliony widzów utożsamiają się z półgłówkiem.
Emocje powielone miliony razy w głowach obywateli siłą rzeczy muszą podlegać innym zasadom. Każde demokratyczne wybory pokazują, że skuteczny przekaz polityczny opiera się na emocjach, a fakty są dodatkiem. Aproksymując aktualne trendy zdefiniowane jako postprawda, można przypuszczać, że w bliskiej przyszłości fakty przestaną kogokolwiek interesować. Rosnąca w siłę klasa ignorantów odrzuca wiedzę naukową, ma w pogardzie metodologię badań, bezrefleksyjnie kieruje się emocjami i według nich ocenia. Taką filozofię życiową nazywam idiokracją.
W stadnym pędzie przedstawiciele idiokracji zachowują się, jakby wyłączono im niektóre wyższe funkcje mózgowe. To dowód na to, że biologiczna ewolucja naszych mózgów nie nadąża za ewolucją społeczną. Pod czaszką mamy maszynkę obliczeniową, która doskonale się sprawdzała przez setki tysięcy lat, kiedy małymi grupkami polowaliśmy na mamuty. I raptem teraz, za życia jednego pokolenia, jaskiniowcy dostali możliwość natychmiastowej globalnej wymiany myśli. Naprawdę trudno przewidzieć, jaki będzie tego długofalowy efekt.
Nauka od zawsze była poddawana naciskom, by niewygodne fakty dopasować do wygodnych poglądów. 17 lutego 1600 r. Giordano Bruno za m.in. poparcie teorii heliocentrycznej Kopernika został spalony na stosie na rzymskim Campo de’ Fiori (gdzie jeszcze niedawno piłem piwo, racjonalizując słabą wolę), a jego prochy wrzucono do Tybru.
Trzysta lat później obyczaje nieco złagodniały, ale czy ludzie stali się rozsądniejsi? Pascual Jordan był jednym z pionierów badań na biologią kwantową, w której dziś pokłada się nadzieje na wyjaśnienie m.in. natury naszej świadomości. Jednak przy okazji Jordan w latach trzydziestych XX wieku sympatyzował z nazistami, za co po wojnie stał się persona non grata. To można zrozumieć, ale trudniej nazwać rozsądnym zarzucenie na całe dziesięciolecia badań nad kojarzoną z nim biologią kwantową.
Wydawałoby się, że w XXI wieku szacunek dla rozumu będzie większy. Niestety tak nie jest. Wprawdzie dziś uprawianie nauki sprzecznej z polityczną poprawnością zwykle nie grozi śmiercią, ale poważnymi problemami już jak najbardziej. Przekonało się o tym wielu naukowców, nawet noblistów, którzy po prostu prowadzili interesujące ich badania. Wyniki badań nie wszystkim się spodobały i okazało się, że emocje są ważniejsze od faktów. Przedstawiciele idiokracji urządzali nawet pikiety przed siedzibami instytucji naukowych. Nie wiem jak Wam, ale mi pomysł żeby przegłosować wynik badania, zamiast to badanie przeprowadzać, wydaje się idiotyczny. Tymczasem jest jeszcze gorzej, bo w siłę rosną ruchy akademickie, które nie chcą niczego przegłosowywać, tylko narzucić swój dogmat. W efekcie pewnych badań po prostu się nie prowadzi, a parę naprawdę wybitnych umysłów zostało wyrzuconych poza akademicki margines.
Przyszłość rysuje się w ciemnych barwach, ale jest coś, co może nas uratować przed dyktaturą idiokracji. Tym czymś jest ciekawość. Dziecko nieskażone poglądami, konwenansami, obawą przed reakcją środowiska, dąży do poznania jak najbardziej obiektywnej prawdy. W każdym z nas jest takie dziecko i jego potrzeba sprawdzenia, jak wygląda rzeczywistość pod kożuchem kłamstw, gróźb i dziesiątek tabu. W całym społeczeństwie nie da się zabić ciekawości.
Jednak nie popadajmy w skrajności. We wszystkim warto zachować umiar. Bez emocji bylibyśmy robotami, a bez rozsądku – zwierzętami.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
