Pożyczkowe last minute: jak (niestety) zadłużyć się na święta i (być może) nie zbankrutować?
Czyżby powoli szło ku dobremu w pożyczkach gotówkowych? Już jakiś czas temu zaobserwowałem wypłaszczenie, a potem nawet niewielki spadek marż generowanych przez banki na sprzedaży pożyczek gotówkowych. Nie do końca wierzyłem tym danym, bo choć źródło było wiarygodne (Narodowy Bank Polski) , to nie sądzę, żeby dało się wyciągać daleko idące wnioski bez dogłębnej analizy setek ofert pod kątem dodatkowych kosztów (głównie prowizji i ubezpieczeń) oraz bez przeprowadzenia mystery shopping (celem sprawdzenia jakie pożyczki są rzeczywiście oferowane w przypadku ofert widełkowych). Jednak patrząc na ostatnio reklamowane pożyczki gotówkowe zaczynam przypuszczać, że do bankowych łepetyn wreszcie zaczęło docierać, że Polak - choć generalnie pragnący szybkiego pieniądza, na cenę zwracający mniejszą uwagę - ma jednak próg bólu. Ci, którzy go nie mają, i tak już poszli do pozabankowych firm pożyczkowych (podobno kontrolują już więcej, niż 25% rynku pożyczek do 4000 zł).
Nie jestem fanem pożyczania pieniędzy na święta, wakacje, czy wyjazdy zimowe. Uważam, że bank służyć powinien głównie do pozyskiwania pieniądza na cele "inwestycyjne" - a więc np. kurs językowy, dzięki któremu będziemy mogli więcej zarabiać, albo np. remont warsztatu pracy, nowy komputer pozwalający zwiększyć efektywność pracy... Czystej konsumpcji nie finansowałbym kredytem, choć wiem, że pewnej części z Was do swojej filozofii nie przekonam. Zadłużycie się, bo uważacie, że tak trzeba. A jeśli już to zrobicie - banki generują w okresie przedświątecznym jedną czwartą rocznej "produkcji" kredytów gotówkowych! - to przynajmniej zróbcie to tanio lub względnie tanio, by zminimalizować ryzyko wpadnięcia w pętlę zadłużenia. Dziś o kilku ofertach, które zaliczają się do tej właśnie kategorii (choć z pewnymi zastrzeżeniami).
Niedawno pisałem o piłkarsko-świątecznej pożyczce w BZ WBK (do 4000 zł, najwyżej na rok), która - jeśli weźmiesz ją w oddziale lub przez telefon (w wersji internetowej jest mniej korzystna) oraz wykażesz się asertywnością i nie dasz sobie wcisnąć w pakiecie ubezpieczenia - może być rzeczywiście niedroga . Oprocentowanie jest niskie - ledwie 4% w skali roku. Do tego 5,5% prowizji. Też ujdzie, bo są banki, które bez żenady biorą 16-20%. Przykładowo: pożyczając 2000 zł na rok zapłaciłbym 43 zł odsetek i 110 zł prowizji (lub ciut więcej jeśli ta prowizja byłaby wliczona w kredyt, a więc oprocentowana). W sumie do zwrotu miałbym więc o 153 zł więcej, niż pożyczyłem. A miesięcznie oddawałbym niecałe 180 zł raty (z czego 13 zł przypadałoby na koszty).
Dziś opowiem o podobnej ofercie Alior Banku, po którym akurat nie spodziewałbym się postawy prokonsumenckiej. Ten bank przyzwyczaił mnie do tego, że dzięki skutecznemu marketingowi wyciska z klientów najwyższe marże. Przeważnie kredytowe produkty Alior Banku są bardzo "wdzięcznym obiektem" do prześwietlania. Ostatnio Alior Bank przestał jednak reklamować badziewne oferty spod znaku "pożyczkowca", tylko coś dziwnego: "Tanią pożyczkę na dowód".
Wniknąłem w ofertę i... O ile w oprocentowaniu zmieniło się niewiele - wynosi 4,9% w skali roku - to obniżono do sztywnych 6% prowizję. Pieniądze do 14.000 zł Alior pożyczy bez konieczności przynoszenia zaświadczeń o dochodach (wystarczy mieć dowód osobisty, swój niestety ;-)), nie ma też ograniczeń jeśli chodzi o okres kredytowania (pożyczka nie musi być bardzo krótka, limit wynosi do 12 lat, choć brania aż tak długich pożyczek nie rekomenduję). Nie piszą też nic o posiadaniu konta, ubezpieczenia, ani innych produktów. Nie można mieć tylko w Alior Banku żadnych aktywnych pożyczek (jak masz drogą to masz spłacać drogą ;-)). Chcąc skorzystać z wyższej pożyczki, niż owe 14.000 zł trzeba się liczyć z zastosowaniem "oferty standardowej". Czyli jakiej? Takiej lub siakiej ;-)
Niecałe 5% oprocentowania i 6% prowizji to nie jest jakiś szał pał, ale nie można powiedzieć, żeby była do droga pożyczka. Drogie są te z oprocentowaniem 3% i prowizją 16% oraz z ubezpieczeniem 0,2% kwoty kredytu miesięcznie ;-)). Gdybym chciał pożyczyć 2000 zł na rok, to zapłaciłbym na starcie 120 zł prowizji, a potem w ratach 52 zł odsetek . W sumie koszt wyniósłby 170 zł w skali roku. Trochę więcej, niż w przypadku oferty BZ WBK. Biorąc pod uwagę, że jest to pożyczka "na twarz", bez konieczności dostarczania żadnych dokumentów, da się przeżyć. Oczywiście wskazana jest spora asertywność, bo przecież nie mogę wykluczyć, że brak obowiązkowych elementów dodatkowych oznacza, że nie są one "wymuszane" przez doradcę kredytowego. Przecież może się okazać, że jeśli nie wezmę "darmowego" konta z dziesiątkami warunków darmowości, albo ubezpieczenia, to nagle okaże się, że nie mam zdolności kredytowej. Albo że mam ją, ale przy poziomie prowizji 16%.
Na święta z ofertą nie-takiej-złej mikropożyczki ;-) wyjechał też Bank Millennium. On też nie jest jakoś specjalnie znany z tanich pożyczek, ale zaprezentował promocję skierowaną wyłącznie do swoich klientów, którzy w dodatku ostatnio nie pożyczali w tym banku pieniędzy. Promocja polega na tym, że kto pożyczy pieniądze na maksymalnie rok, zapłaci za pieniądze tylko 3% oprocentowania i 2% prowizji. Pardon, jest też mała pułapka - w ramach promocji trzeba wykupić ubezpieczenie spłaty kredytu, które poza promocją jest fakultatywne. Cena ubezpieczenia wynosi 0,3% kwoty kredytu miesięcznie i jest doliczana z góry do kwoty kredytu. Oznacza to, że przy rocznym terminie spłaty jest to dodatkowe 3,6% "prowizji". Mamy więc ofertę pożyczki z oprocentowaniem 3% i prowizją 5,6% . Pożyczając w Banku Millennium nasze 2000 zł na rok zapłacę 33 zł odsetek i 112 zł kosztów dodatkowych. W sumie: 145 zł. Nawet ciut mniej, niż u Borka i Fabiańskiego w BZ WBK.

Podsumujmy więc: w czasach, gdy do każdej pożyczki gotówkowej banki dokładają obowiązkowo kilkunastoprocentową prowizję, a konsolidacja kredytu wiąże się z zamianą mniejszego kredytu na większy, niżej oprocentowanego na wyżej oprocentowany oraz z zapłatą za to wszystko dodatkowej opłaty, pojawiają się oferty, które mógłbym polecić nie tylko najgorszemu wrogowi ;-) . Pożyczając na rok 2000 zł w BZ WBK muszę oddać o 153 zł więcej, niż pożyczyłem. W Banku Millennium - 145 zł więcej. W Alior Banku - 170 zł. Wciąż nie można powiedzieć, że są to pożyczki bardzo tanie (taniość u mnie zaczyna się w okolicach 9% na wskaźniku RRSO, co w przypadku 2000 zł pożyczki oznaczałoby jakieś 100 zł kosztów), ale... cieszę się, że bankowcy wreszcie zaczynają dostrzegać, że jak będą się dalej ścigać z firmami pożyczkowymi na drożyznę w pożyczaniu pieniędzy, to zabrną w ślepy zaułek.
Te trzy pożyczki świąteczne, które powyżej opisałem - niskokwotowe, krótkoterminowe i do wzięcia bez formalności - są ewidentną próbą odparcia przez banki ofensywy firm pożyczkowych. Kto umie liczyć, wie co z tą wiedzą zrobić. Dla porównania powiem, że 12-miesięczna pożyczka w wysokości 2000 zł w firmie Wonga.com kosztuje już nie 145-170 zł dodatkowych kosztów, lecz 970 zł, że w Providencie identyczna pożyczka będzie kosztowała 1070 zł w opłatach, w Zaplo.pl - 1210 zł, a Profi Credit chyba sam wstydzi się tego co robi, bo nawet nie wystawia ceny, tylko każe zostawić adres e-mail. Jeszcze jakiś czas temu firmy pożyczkowe chwaliły się, że u nich jest szybciej, wygodniej i bardziej uczciwie, bo przejrzyście. Jeśli w bankach - przynajmniej w segmencie, o który toczy się bój, czyli roczne pożyczki do 4000 zł - będzie równie szybko, tylko trochę mniej wygodnie, równie przejrzyście i dość tanio, to w firmach pożyczkowych zbiorą się przy choince sztaby kryzysowe. Choć i tak się już zebrały po ostatnich propozycjach zaostrzenia ustawy antylichwiarskiej ;-)
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

