Przewalutowanie "z podwyżką"? Jest nowy pomysł na uwolnienie frankowiczów. Ciekawy!
Za kilka dni (do 7 czerwca) ma zakończyć pracę grupa ekspertów zaproszonych przez prezydenta Andrzeja Dudę do urzeźbienia nowego projektu "odwalutowania" kredytów frankowych. Ten termin potwierdził w czwartek Marek Magierowski, rzecznik prezydenta. Podobno ma być tak, że kiedy ta "grupa wsparcia" zakończy prace, to jej pomysł trafi na biurko prezydenta albo jego ludzi i zostanie poddany ostatecznej "obróbce skrawaniem". Już jakiś czas temu donosiłem w blogu, że to może iść w kierunku objęcia przez jakąś państwową agendę papierów wartościowych, które to papiery bankowcy będą sukcesywnie (ale w trudnych do przewidzenia porcjach) spłacali. Dzięki temu nie będą musieli od razu rozpoznawać kosztów całej operacji z góry, tylko w ratach. Kilka dni temu w moich rękach znalazł się już konkretny projekt takiego rozwiązania. Wiem, że nie jest to jedyny wariant rozważany przez ludzi zaproszonych przez prezydenta, ale wiem też, że wstępnie być konsultowany z jego ludźmi i dostał przychylne rekomendacje. Nie jest więc bez szans na to, by ostatecznie prezydent go podżyrował.
Czytaj też: wreszcie możesz sprawdzić ile tak naprawdę warte jest twoje mieszkanie
Presja, by było to sensowne rozwiązanie, jest duża. Poprzednie projekty wychodzące z Kancelarii Prezydenta były tak słabe, że nawet nie weszły pod obrady parlamentu, nie mówiąc już o ich przyjęciu. Pierwszy został podrzucony przez stowarzyszenia frankowiczów i od razu trafił do kosza jako zbyt radykalny (zakładał umorzenie wszystkiego wszystkim oraz bukiet kwiatów dla każdego frankowicza). Potem był pomysł z "czterema stopniami rozmiękczania". Ostatnia z propozycji, oparta na tzw. kursie sprawiedliwym (innym dla każdego kredytobiorcy) została zmiażdżona przez Komisję Nadzoru Finansowego i Narodowy Bank Polski jako kompletnie nierealna. KNF policzył jej koszty na 60-70 mld zł, w porywach do ponad 100 mld zł. Pomysł został też konkretnie obśmiany jako wyjątkowo niesprawiedliwy, bo uzależniający korzyści z przewalutowania tak naprawdę od ślepego losu. Powiedzmy sobie szczerze: prezydent po tych trzech akcjach jest juz wyjątkowo blisko kompromitacji. I na kolejną wtopę nie może sobie pozwolić. Na czym miałoby polegać "odwalutowanie" kredytów w jednym z wariantów, który dziś jest rozważany i być może trafi a prezydenckie biurko? Skupcie się, bo jest ostro ;-).
PRZEWALUTOWANIE PO "STARYM" KURSIE, ALE.. . Punkt startu jest taki, że kredyty zostałyby przewalutowane po kursie z dnia ich zaciągnięcia. Ale dotyczyłoby to tylko kapitału pozostałego do spłaty, a nie całości kredytu (a więc ta część różnic kursowych, która już została "zrealizowana" przez frankowiczów w dotychczasowych ratach obciążyłaby ich konto). Poza tym frankowicze musieliby się rozliczyć z tego, co ewentualnie zarobili w stosunku do złotowych kredytobiorców dzięki niższym ratom zapłaconym do tej pory (o ile rzeczywiście są "do przodu"). Jeśli więc wziąłem 300.000 zł kredytu i dziś, po spłaceniu 150.000 zł, wciąż mam do uregulowania 280.000 zł, to przewalutowanie objęłoby te 280.000 zł, ale po starym kursie (czyli 170.000 zł). Reszta wchodzi w straty banku. A w moje straty wchodzi to, co już zapłaciłem. I dodatkowo jeśli np. na ratach zaoszczędziłem w stosunku do kredytobiorcy złotowego 10.000 zł, to musiałbym to oddać (chyba byłoby to doliczane do salda kredytu pozostałego do spłaty). Nie udało mi się dowiedzieć czy po przewalutowaniu stopa oprocentowania kredytu by się zmieniła (z LIBOR na WIBOR) i czy zmieniłaby się marża . A to też istotne parametry. No i ostatnia rzecz: przewalutowanie byłoby dobworolne z punktu widzenia klienta (ale bank musiałby go dokonać na każde życzenie klienta). Nie wiem jak długo byłoby otwarte "okienko transferowe" - tylko przez chwilę, raz na jakiś czas czy permanentnie (ta ostatnia opcja chyba odpada).
Czytaj też: Czy ten wyrok frankowy "rozwali system"? Sześć kluczowych punktów
Pod pewnymi względami ten pomysł jest zbliżony do przedstawionej ponad rok temu propozycji Andrzeja Jakubiaka, szefa KNF. Przypomnę w żołnierskich słowach, że Jakubiak zaproponował przewalutowanie kredytów frankowych po kursie "startowym", podział negatywnych różnic kursowych po połowie między banki i klientów oraz zwrócenie przez frankowiczów korzyści finansowych, które osiągnęli dzięki niższemu oprocentowaniu ich kredytów w stosunku do złotowych. W najnowszej propozycji prezydenckiego zespołu podziału kosztów miałoby oficjalnie nie być (wzięłyby je na siebie w całości banki), ale frankowi kredytobiorcy musieliby zwrócić to, co zaoszczędzili dzięki niższym ratom, a przewalutowanie dotyczyłoby tylko kapitału pozostałego do spłaty, a nie całego kredytu. Oba czynniki de facto oznaczają, że klienci częściowo ponoszą koszty "frankowości" swoich kredytów, więc koszty całej operacji ze strony banków byłyby mniejsze, niż przy "gołym" przewalutowaniu. I to znacząco mniejsze. Choć w projekcie, który widziałem, niestety nie zostały w żaden sposób oszacowane (mam nadzieję, że jeśli trafi on do prezydenta, to jakieś cyfry na ten temat się jednak pojawią).
CO ZE STRATAMI BANKÓW? PAŃSTWO KUPUJE I MILCZY. A co ze stratami banków, które przy każdym przewalutowaniu kredytów po historycznym kursie - nawet takim - musiałyby być niebagatelne? Według KNF doprowadziłoby to do upadku kilka banków i konieczności wyłożenia przez podatników kilkudziesięciu miliardów złotych na dofinansowanie państwowego systemu gwarancji depozytów. Proponowane wcześniej rozwiązania zakładały m.in. rozłożenie przewalutowania na raty, ale według międzynarodowych standardów rachunkowości przyszłe, lecz możliwe do zidentyfikowania straty banki i tak muszą od razu wykazać w sprawozdaniach. Dlatego prezydenccy eksperci wymyślili następującą operację: banki, które straciły na przewalutowaniu kredytów frankowych, wyemitowałyby akcje, które objęłaby jakaś państwowa instytucja finansowa. Mógłby to być Bank Gospodarstwa Krajowego lub - co bardziej prawdopodobne - Narodowy Bank Polski. Dzięki temu bankowcy od razu zasypaliby dziurę kapitałową po "odwalutowaniu" kredytów.
Wiem, to wygląda słabo, jak repolonizacja vel nacjonalizacja. Na szczęście w tej koncepcji są "czynniki zmiękczające". Akcje obejmowane przez państwową instytucję byłyby "nieme" - nie dawałyby prawa głosu, ani nie brałyby udziału w podziale dywidendy. Bank, który je wyemitował, miałby prawo odkupić je w dowolnym momencie przez np. 20-30 lat. Cena byłaby taka, jak przy zakupie plus inflacja za cały okres "transakcji" (według pomysłu dla państwa emitowano by akcje w cenie o połowę niższej niż średnia rynkowa cena akcji banku z ostatniego półrocza przed emisją). Dopiero po tym terminie akcje - o ile nie zostałyby przez bank wykupione - stawałyby się pełnoprawnymi papierami. To bardzo podobna koncepcja do tej, którą zastosowano przy ratowaniu branży finansowej w USA po upadku wielkiego banku inwestycyjnego Lehman Brothers w 2008 r. - państwo dokapitalizowało wówczas chwiejące się banki, ale w zamian objęło w nich udziały "nieme" i narzuciło ich zarządom m.in. cięcia premii menedżerów. Po kilku latach banki spłaciły pomoc państwa i "uwolniły się" od kłopotliwego akcjonariusza. Pomysł, który - jak wynika z naszych informacji - może wkrótce wylądować na biurku prezydenta Dudy, ma tę zaletę, że zastosowany mechanizm "kredytu od państwa" dawałby bankom swobodę co do tego czy i kiedy zwrócić pieniądze . I dzięki temu znikłby podstawowy problem z przewalutowaniem - banki mogłyby straty z tego tytułu rozliczyć w miarę odkupu własnych akcji od państwa.
Czytaj też: Bankowcy chcą umarzać frankowiczom długi? Prześwietlam nową ofertę
DOBRE STRONY "PRZEWALUTOWANIA Z PODWYŻKĄ". Plusy tej koncepcji są widoczne gołym okiem. Z bilansów banków oraz z budżetów kredytobiorców znikają kredyty frankowe. Straty banków są duże, ale w pewnej części klienci w nich partycypują. Nie można postawić zarzutu, że łamana jest zasada niedziałania prawa wstecz , bo projekt patrzy tylko na raty, które zostały do zapłacenia. Te już zapłacone nie wchodzą do "puli". Klienci są mocno do przodu, ale jednak muszą rozliczyć się z korzyści (mniejszą moc - choć co do tego nie jestem pewny - mają więc zarzuty, że poszli do kasyna i dostali zwrot kosztów przegranej). Nikt nikogo do niczego nie zmusza (poza zmuszeniem banków do przewalutowania po historycznym kursie:-)). No i kwestia finansowania całej "zabawy". To jedna z nielicznych koncepcji, która chyba da się rozpisać na raty. Bank dostaje "pożyczkę od państwa" i spłaca ją w dowolnych ratach. Może jej nawet w ogóle nie spłacić, co najwyżej zostanie po 20-30 latach częściowo znacjonalizowany. Bank nie musi brać tej pożyczki, jeśli poradzi sobie bez tego - wolna droga.
NIEBEZPIECZNY PRECEDENS? To jest najbardziej spójna i wyważona koncepcja (przynajmniej w ramach tych zakładających przewalutowanie po kursie historycznym), która się pojawiła - może nie licząc propozycji przewodniczącego Jakubiaka, ale ona miała słabą stronę w postaci jakiegoś dodatkowego, niezabezpieczonego kredytu, który spłacałby klient (połowa "nawisu walutowego" przekraczającego wartość mieszkania). Ale oczywiście są pytania. I to na dwóch poziomach. Pierwszy to poziom filozoficzny: czy w ogóle przewalutowanie po kursie historycznym jest sprawiedliwe i czy nie nagradza hazardu? Klient jest z pewną niewielką stratą, ale jednak zatrzymuje najważniejszą korzyść, jaką jest większe mieszkanie niz to, które kupił rozsądny "złotówkowicz". Umorzenie części długów to może być niebezpieczny precedens, z którego potem mogą chcieć skorzystać np. ci, którym wzrosną raty po zakończeniu dopłat "Rodzina na swoim", albo wszyscy kredytobiorcy, którym wzrosną raty z powodu wyższych stóp procentowych. Ale zakładam, że prezydent nie będzie analizował sprawy na tym poziomie, bo dyskusję zamknęła w tym zakresie jego wyborcza obietnica.
POZOSTAŁE WĄTPLIWOŚCI: CO Z KASĄ I WALUTĄ? A czysto-ekonomiczne wątpliwości pomysłu? Po pierwsze: pieniądze. Jeśli w przejmowaniu emitowanych przez banki akcji brałby udział BGK, to trzeba by go wyposażyć w dodatkowy kapitał na ten cel. Jeśli "operatorem" programu byłby NBP - trzeba byłoby zmienić ustawę regulującą jego działalność (dzisiejsze prawo nie pozwala bankowi centralnemu na tego typu inwestycje). Nie wiadomo czy NBP bez uszczerbku dla swojej pozycji finansowej udźwignąłby taką operację. A nawet jeśli tak, to czy jego pieniądze nie powinny być przeznaczone (lub rezerwowane) na pilniejsze lub ważniejsze potrzeby . Po drugie: nie wiadomo czy banki chciałyby wejść z państwem w taki interes , grożący częściową nacjonalizacją (choć gdyby zostały postawione pod ścianą ustawą o przewalutowaniu, to pewnie nie miałyby wyboru, bo alternatywą byłoby ich bankructwo). Po trzecie: ten pomysł nie rozwiązuje innego dylematu - jak przeprowadzić przewalutowanie, by nie skończyło się to ogromnym wzrostem kursu franka (banki będą musiały kupić sporo miliardów franków, by oddać je zagranicznym kontrahentom).
Przedstawiciele rządu wspominają o wykorzystaniu rezerw walutowych NBP, który miałby "pilnować" kursu franka. W grę wchodzi także możliwość wystąpienia o "bratnią pomoc" do szwajcarskiego banku centralnego i przeprowadzenia operacji kupowania franków przez banki poza rynkiem giełdowym. Jednak tak czy owak trzeba byłoby chyba zaangażować jakieś pieniądze (nie wiadomo jakie) w stabilizowanie kursu złotego wobec franka i euro. Nie wiadomo jakie pieniądze wchodziłyby w grę, ale uszczuplenie rezerw walutowych to byłoby proszenie się o kłopoty, bo państwa mające niskie rezerwy walutowe są często celem ataków walutowych spekulantów. Po czwarte: straty banków z przewalutowania po historycznym kursie (powraca pytanie czy sprawiedliwego i uzasadnionego) co prawda są rozwodnione, ale nie znikają. Ten 1-2 mld zł rocznie przez 30 lat będzie obciążał bilanse banków. Pytanie o konsekwencje dla ich wycen, konkurencyjności i możliwości wspomagania akcji kredytowej. Choć z drugiej strony jest to branża, która wciąż wypracowuje te 12-13 mld zł rocznego zysku, a swoich "zdolności" kredytowych nie wykorzystuje w całości.
ZŁOTY ŚRODEK CZY PIC NA WODĘ? Jedno jest pewne: pomysł oparty na dokapitalizowaniu banków przez NBP i zwracaniu tych pieniędzy przez bankowców w ratach, w zależności od ich możliwości finansowych, jest kuszący. Choć przerzuca na banki niemal cały ciężar ryzyka kursowego związanego z kredytami frankowymi, to być może stanowi furtkę, by bankowe straty rozbić w czasie. A to już połowa sukcesu. Może warto byłoby - jeśli już mówimy o opcji przewalutowania po kursie historycznym - rozważyć też dwa podwarianty: wybrać ów kurs historyczny bliżej środkowego poziomu z całego okresu istnienia kredytu oraz dopuścić podział kredytu a dwie części - walutową i złotową. wówczas przewalutowanie byłoby częściowe, a kredyt byłby dwuwalutowy. Koszty mniejsze, a część ryzyka walutowego by się amortyzowała. Zobaczymy czy ten pomysł - jak sądzę jeden z kilku, które są na stole (albo przynajmniej jeden z kilku wariantów) - zostanie uznany za oficjalną propozycję prezydenta. Z tego co mówią prezydenccy urzędnicy wynika, że propozycja ma godzić interesy państwa, banków i kredytobiorców. Ta, którą opisałem, wygląda w tym kontekście na dość prawdopodobną. Jak myślicie, będzie z tej mąki chleb? Bardzo jestem ciekaw Waszej recenzji. Piszcie, bo może przekażę ten wpis i Wasze komentarze ludziom prezydenta i tym sposobem Wasz głos zostanie podwójnie wysłuchany.
SUBIEKTYWNOŚĆ W KARPACZU. Blog "Subiektywnie o finansach" zawitał do Karpacza, gdzie co roku odbywa się konferencja inwestorów indywidualnych "Wall Street". ( 3-5 czerwca). W Karpaczu jest wyjątkowo subiektywnie. Dziś, w piątek 3 czerwca o godz. 10.00, będę rozmawiał z przedstawicielem zarządu GPW i blogerem Marcinem Iwuciem o tym, czy giełda i akcje mogą posłużyć zwykłemu obywatelowi do długoterminowego oszczędzania i inwestowania pieniędzy, czy też raczej powinna być "zabawką" zarezerwowaną dla osób, które mają pewną wiedzę o finansach i gospodarce. Rozmowę poprowadzi Michał Masłowski ze Stowarzyszenia Inwestorów Indywidualnych. Także dziś o godz. 12.15 będzie coś w rodzaju ciągu dalszego tej rozmowy, bo wspólnie z Albertem Rokickim, prowadzącym blog Longterm, poprowadzimy dyskusję pt. "W poszukiwaniu dywidend pewnych jak w banku" . Będzie krótka prezentacja, po której będziemy odpowiadali na Wasze pytania. Planuję też konkurs z nagrodami w postaci moich książek z dedykacją. Drugiego dnia konferencji, w sobotę 4 czerwca o godz. 12.15, będę rozmawiał ze zwycięzcami gry giełdowej "Turbo Wyzwania" o strategiach inwestowania pieniędzy, które mogą przynieść sukces nawet komuś, kto niekoniecznie ma doktorat z finansów. Z "Wall Street" będę dla Was nadawał subiektywne relacje, wiec wchodźcie na blog częściej, niż zwykle.
JAK W MIARĘ BEZPIECZNIE INWESTOWAĆ PIENIĄDZE? Wspólnie z Giełdą Papierów Wartościowych, Stowarzyszeniem Inwestorów Indywidualnych oraz blogiem o długoterminowym inwestowaniu Longterm.pl zachęcam Was do sprawdzenia jak można sobie zmontować plan systematycznego inwestowania z dywidend wypłacanych przez największe, najstabilniejsze i najbardziej wiarygodne koncerny - polskie i zagraniczne. W ramach tej akcji pisałem już: "W poszukiwaniu dywidendy pewnej jak w banku, czyli wielka koalicja rusza do akcji" - o tym dlaczego lokuję swoje pieniądze nie tylko w banku. "Na jak długo trzeba kupić akcje, żeby mieć (prawie) pewność, że się zarobi?" - o tym, że w długim terminie ryzyko utraty zainwestowanego w akcje kapitału jest niewielkie. A przynajmniej tak było do tej pory. "Oprocentowanie lokat sięga dna. Wyższe zyski tylko dla pięknych i bogatych? " - o tym jakie warunki trzeba spełnić, żeby wychylić nos z banku. "Buty, ciuchy, cukierki... Kto dobrze przewidział, z 10.000 zł wycisnął milion. Inwestycje 25-lecia" - o tym, że jeśli jesteś fanem jakiejś marki, namiętnie używasz jej produktów, wierzysz w jej przyszłość, to... czasem warto stać się jej udziałowcem. "Oszczędności ulokowane w tym banku przez pięć lat dawały średnio 5% zysku rocznie. Jak to możliwe?" - o tym jak, przy odpowiednim doborze spółki, można mieć zamiennik lokaty bankowej. Kto się zainspirował niech przeczyta też pięć cytatów Warrena Buffeta, które warto poznać. I niech obejrzy klipy wideo, które nagrałem z tej okazji.
Proponuję, żebyście zapisali się na newsletter akcji . Uwaga, są prezenty! Każdy kto się zapisze, dostanie w prezencie nasz e-book, w którym tłumaczymy krok po kroku o co chodzi w inwestowaniu w spółki dywidendowe. Jak się za to zabrać, jakie spółki wybrać i jak monitorować wyniki. Newsletter dostępny jest pod tym linkiem.
Maciej Samcik's Blog
- Maciej Samcik's profile
- 3 followers

