Polityka historyczna

Co to jest kolonizacja? To wcale nie wygląda tak prosto, że do wybrzeża przybija nam obcy statek desantowy z krzyżami na żaglach i koleś w dziwnym hełmie ogłasza, że od tej pory Pomorze Zachodnie należy nazywać Nową Hiszpanią. Sprawa jest bardziej złożona i powolna. Mam wrażenie, że przez to jej sens nam umyka. Chodzi o kolonizację kulturową.


Kody kulturowe to zestawy memów, zbiory skojarzeniowe, dzięki którym możemy się porozumiewać i tworzyć wspólnotę. Kody powstają, zmieniają się i znikają. Jeśli powiem „Litwo! Ojczyzno moja!”, to wszyscy Polacy powinni skojarzyć, o co chodzi, ale „Pan tu nie stał” dla pokolenia dzisiejszych nastolatków może być nieczytelne. To cytat z filmu Stanisława Barei Co mi zrobisz jak mnie złapiesz z 1978 roku, którego część gimnazjalistów nie widziała, więc odbiorą to zdanie jako proste stwierdzenie faktu, pozbawione istotnego znaczenia. Z kolei starsze pokolenie nie załapie słów, zwrotów, gestów, grafik, a nawet całych sytuacji jasnych dla młodych. Najważniejsze są te kody wspólne dla wszystkich pokoleń i wszystkich warstw społecznych.


Kody kulturowe to bardziej złożone zagadnienie, bo jest to również np. sztuka tworzenia filmów, i to każdy element tej sztuki (czyli scenariusz, kadrowanie, montaż etc.). Dlatego właśnie Hindusi podczas oglądania filmu Barei nie złapią żadnego dowcipu, za to będą się dziwić, czemu aktorzy nie tańczą. Przedstawiciele innych kultur mogą zupełnie opacznie zrozumieć coś, co dla nas jest oczywiste. Prosty gest, u nas wyrażający sympatię, gdzie indziej może się wydawać obraźliwy. Obraźliwe lub odebrane jako groźba może być nawet zaniechanie, np. niepodanie ręki. Gwizdanie na kobiety w Skandynawii zostanie odebrane negatywnie, podczas gdy w Hiszpanii jest wyrazem uznania.


Nie ma narodu, nie ma społeczeństwa bez wspólnych kodów kulturowych. Nie ma bez nich nawet grupy przyjaciół. Tymczasem jesteśmy kolonizowani przez kulturę globalną, czyli anglosaską. Kody kulturowe, którymi posługują się dzisiejsi nastolatkowie, a więc przyszli dorośli, to nie są kody polskie, lecz uniwersalne, światowe. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby jedne i drugie spokojnie koegzystowały. Tak jednak nie jest, bo te rodzime są zwyczajnie wypierane. Cóż, Piłsudski, jakkolwiek był barwną i wyrazistą postacią, to w nastoletniej ocenie daleko mu do atrakcyjności Spidermana. Warto byłoby to trochę zmienić i w tym kontekście zapowiadany przez obecny rząd nacisk, który ma być kładziony na politykę historyczną, nie wydaje się głupim pomysłem. Pomijając w tym momencie indywidualne sympatie polityczne, pragnę zauważyć, że polityka historyczna jest elementem polityki/kultury wszystkich krajów, a największy nacisk, wręcz instytucjonalny, kładzie się na nią w krajach najsilniejszych. Czemu więc i my mielibyśmy tego nie robić z głową? Znając życie, problemy pojawią się podczas wprowadzania go w życie.


Tematem zainteresowałem się jednak nie z powodu deklaracji politycznych, lecz przy okazji realizacji projektu Legendy Polskie sfinansowanego przez Allegro (na pewno kojarzycie krótkie filmy przygotowane przez Platige Image i e-booka przygotowanego przez Powergraph). Sporo polskich legend to tak naprawdę opowieści, które zaimportowaliśmy i zaadaptowaliśmy do naszych warunków, choć są i takie, które wypada uznać za oryginalnie nasze. Nie doczekaliśmy się tak spektakularnych opracowań polskich mitów, legend i baśni, jakich np. dokonali za Odrą bracia Grimm. Znana każdemu dziecku bajka o Jasiu i Małgosi to tak naprawdę tylko tłumaczenie niemieckiej bajki Hänsel und Gretel w wersji braci Grimm właśnie.


Projekt Legendy polskie zakładał odkurzenie i uwspółcześnienie wybranych utworów, tudzież stworzenie wariacji na ich temat. Przegrzebałem trochę źródeł, nim wybrałem „moją” legendę (O śpiących rycerzach pod Giewontem), i zauważyłem z zaskoczeniem, że w tych legendach miało być bogactwo, a tymczasem jest bida z nędzą. To znaczy jest potencjalne bogactwo, ale trzeba włożyć sporo wysiłku, by je w ogóle dostrzec. W przypadku tej legendy w oryginale (jednej z wersji) mamy pastuszka, któremu zmyka owieczka. Pastuszek trafia do wielkiej jaskini pod Giewontem, gdzie widzi sprzęt dla wielkiej armii rycerskiej, która w razie potrzeby wyjdzie na powierzchnię, by uratować Polskę. Następnie pastuszek odnajduje owieczkę i wraca do domu. Raczej słaba historia, prawda? Jaś i Małgosia to przy tym jak „Bond” przy odcinku telenoweli.


Dlaczego? Sposób narracji bardzo się zmienił przez wieki, a polskich legend nikt na poważnie nie spisał w przystępnej formie. Nie wiem, jak historia o Jasiu i Małgosi wyglądała, zanim bracia Grimm wzięli ją na warsztat, ale podejrzewam, że też nie najlepiej. Legendy to ważne kody kulturowe, a te nasze polskie mamy w stanie nieprzyswajalnym dla dzieci wychowanych na Disneyu i Marvelu. Próbowaliście kiedyś przeczytać legendę o Warsie i Sawie? Niby każdy powinien ją znać, ale jak się lepiej zastanowić, to znów nie będzie tam wiele ciekawego. Wersji jest kilka, a każdą można streścić w kilku zdaniach.


Jeśli chcemy realizować politykę historyczną, to chyba warto zacząć od odrestaurowania tych najprostszych kodów kulturowych, które powinny być wspólne dla wszystkich pokoleń. Legendy i mity to przebogate źródło do tworzenia fabuł.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on May 27, 2016 17:20
No comments have been added yet.


Rafał Kosik's Blog

Rafał Kosik
Rafał Kosik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Rafał Kosik's blog with rss.