Nova Swing
Kryminał noir umieszczony świecie bliżej nieokreślonej przyszłości na bliżej nieokreślonej planecie typu ziemskiego. Taki opis to spore uproszczenie, jednak trudno tę powieść opisać jednoznacznie. W portowym (chodzi o port kosmiczny) mieście Saudade wszystko dzieje się w cieniu Strefy, w której nieprawdopodobne staje się niemal pewnym. Do tej Stefy, miejsca raczej nieprzyjaznego, licznych nielegalnych turystów prowadzą przewodnicy zwani entradystami. No nie da się uniknąć skojarzeń z Piknikiem na skraju drogi Strugackich (na jej podstawie powstał film Stalker).
Właściwie ze Strefą, która pożarła spory obszar miasta, dałoby się żyć. A nawet dałoby się żyć z niej, z pieniędzy turystów. Dałoby się, gdyby Strefa nie zaczęła produkować fałszywych ludzi i wypuszczać ich na „naszą" stronę. Wraz z tymi ludźmi i z wynoszonymi ze Strefy artefaktami na zewnątrz przedostaje się obcy kod. W świecie, gdzie dzięki nanotechnologii każdy może dowolnie modyfikować swoje ciało i umysł, obcy kod jest jak średniowieczna zaraza.
Nova Swing M. Johna Harrisona to science fiction półgębkiem, no może trzyczwartogębkiem. Rakiety z mądrze nazywającymi się napędami startują gdzieś tam za oknem baru, przecinając niebo świetlistymi brzytwami; fizyka Strefy, a raczej jej paradoksy, są nadmienione mimochodem; zasady modyfikacji ciała są opisane raczej oszczędnie. I tak dalej. Jednak powieść otrzymała nagrodę imienia Arthura C. Clarka, więc na pewno nie jest banalnym czytadłem. Miałem z nią jednak pewien kłopot – nie jest to ten rodzaj fantastyki, a którym przepadam. Wprawdzie Nova Swing to kontynuacja Światła tego samego autora, jednak czytanie ich w kolejności nie jest konieczne. Kłopot sprawiało mi to, że właściwie nie sposób stwierdzić, kiedy autor celowo pomija istotne – zdawałoby się – opisy, a kiedy nie ma na nie pomysłu.
Akcja sennie toczy się od baru do baru, popija kolejne drinki i coraz bardziej się plącze. Jest detektyw, który prowadzi coś jakby śledztwo; jest entradysta, który niespecjalnie chce wprowadzać turystów do Strefy; jest gangster, który nikogo nie zastrasza; barmanka pijąca z klientami i jeszcze parę podobnych postaci. Każda z osobna jest zupełnie nie na swoim miejscu i sprzeczna wewnętrznie. Razem tworzą… sprzeczną wewnętrznie grupę postaci. Ale to zabieg celowy.
Pełno tu niedopowiedzeń. Momentami trudno znaleźć logikę w postępowania, czy nawet w wypowiedziach bohaterów, ale to też jest zabieg celowy. Nie ma dynamicznych scen. Jeśli policja ma zrobić nalot na lokal gangstera, to najpierw obserwujemy przygotowania, a potem dymiące dziury w ścianach już po akcji. Scena walki ulicznej z użyciem superbroni, superbohaterów a nawet statków kosmicznych sprawia wrażenie relacjonowanej zza okna kawiarni przez narratora skupionego bardziej na piciu kawy niż odległej o sto metrów jatce. Może to wyglądać na błąd w sztuce pisarskiej, a jednak i to jest zabieg celowy.
Mam nadzieję.
Rafał Kosik's Blog
- Rafał Kosik's profile
- 194 followers
