CZEGO OBAWIA SIĘ WSPÓŁCZESNA KULTURA? JAKIE TEMATY WYPIERA? I JAK MOŻEMY PORADZIĆ SOBIE W ŚWIECIE, W KTÓRYM NIE MA MIEJSCA NA BEZRADNOŚĆ? Tomasz Stawiszyński nie boi się ani trudnych tematów, ani myślenia przewrotnego, idącego w poprzek utartych schematów. Z zacięciem badacza odrzucającego łatwe i oczywiste rozwiązania bierze na warsztat wszystko to, co w kulturze wyparte, czego się boimy, o czym wolimy zapomnieć, a co – paradoksalnie – jest nieodłączną częścią ludzkiej egzystencji. Śmierć, żałoba, smutek, bo o nich między innymi mowa, to tematy, od których społeczeństwo późnego kapitalizmu odwraca wzrok. Stara się je ukryć, zdeprecjonować, sprowadzić do patologii wymagającej farmakologicznej albo terapeutycznej interwencji. W zamian oferuje nam iluzję wspólnoty zbudowanej w bańce social mediów, opartej na ideologiach wzmagających plemienną lojalność albo nowych mitach, które niebezpiecznie zaczynają przypominać teorie spiskowe. Dlaczego wciąż uciekamy przed bezradnością? Przed tym, że przemijamy, starzejemy się i nieustannie tracimy to, co pragniemy zachować? Czy kiedykolwiek uda nam się zatrzymać i czy może pomóc w tym modny ostatnio transhumanizm? Nowa monograficzna książka Tomasza Stawiszyńskiego – filozofa, eseisty, dziennikarza – w błyskotliwy sposób próbuje zmierzyć się z tymi pytaniami i umieszcza je w kontekście zbudowanym zarówno przez ważne teksty współczesnej humanistyki, jak i kulturę popularną. OBOWIĄZKOWA LEKTURA DLA WSZYSTKICH, KTÓRYM NIE WYSTARCZAJĄ PROSTE ODPOWIEDZI NA TRUDNE PYTANIA
Tomasz Stawiszyński – filozof, eseista, dziennikarz, autor bestsellerowych książek: “Potyczki z Freudem. Mity, pokusy i pułapki psychoterapii” (2013) oraz „Co robić przed końcem świata?” (2021). Od wielu lat zajmuje się problemami z pogranicza filozofii i psychoterapii. Wcześniej związany z wieloma redakcjami: pracował m.in w „Dzienniku” „Newsweeku” i „Przekroju”. W latach 2013-2016 prowadził w Polskim Radiu RDC autorski program “Niedziela Filozofów, czyli potyczki z życiem”. Od 2016 związany z Radiem TOK FM, gdzie prowadzi m.in. “Godzinę filozofów”, “Kwadrans filozofa” oraz – wraz z żoną, Cvetą Dimitrovą – internetowy podcast “Nasze wewnętrzne konflikty”. Jego teksty i audycje można znaleźć na stronie www.stawiszynski.org, a rozmowy z ciekawymi gośćmi o sprawach najważniejszych w autorskim podcaście „Skądinąd”.
Wszystko bardzo fajnie, dużo cytatów, przypisów, punktów widzenia, ale teza, że nie boimy się dziś śmierci, dlatego szukamy leku na nieśmiertelność jest conajmniej interesująca ;) Niemniej jednak polecam lekturę jako rodzaj ćwiczenia myślowego. Stawiszyński jest trochę jak papierek lakmusowy naszych własnych przekonań i dobrze jest się z nim skonfrontować i zadać sobie pytanie, na ile to, co myślimy, rzeczywiście jest myślane przez nas, a nie wtłoczone nam przez wychowanie/edukacje/bańkę informacyjną. Zdania nie zmieniam w zakresie: autor lepiej mówi niż pisze.
refleksje uważam za wartościowe, ale dochodzę do wniosku, że to co mi w nich przeszkadza, to samopotwierdzający się (trochę jak psychoanaliza, którą autor cały czas krytykuje) sposób przedstawienia ich. Przez całą lekturę czułam się, jakby autor przedstawiał mi jakąś prawdę objawioną. Brakowało mi kontrargumentów!!! Tym bardziej, że jest o bardzo wrażliwych tematach
Nieco obawiałem się słysząc, że kolejna książka Pana Tomasza jest "najbardziej osobistą", ale okazała być "osobistą" w jak najbardziej dobrym tego słowa znaczeniu.
Stawiszyński płynnie przechodzi po kolejnych aspektach życia i problemach współczesnej kultury. Pisze o tym jak ciężko zmierzyć się z rzeczywistością świata i własnego (ograniczonego) "ja". O mechanizmach, które tę ucieczkę umożliwiają na poziomie jednostki i całych społeczeństw. O konsekwencjach tych form uciekania (być może stąd tytuł nawiązujący do "Ucieczki od Wolności" Fromma, bo i samo pojęcie totalitaryzmu pojawia się tu wielokrotnie).
Podsumowanie treści nie wydaje się konieczne (każdy może znaleźć podcasty, gdzie Pan Tomasz mówi o książce), ale dodam tylko, że cieszę się, że i w naszym kraju pojawiają się pozycje krytycznie podchodzące do postmodernistycznego lewicowego populizmu. Oby poczucie odpowiedzialności, wspólnoty i poznawczej empatii wobec każdego człowieka zastąpiło rosnące i po lewej stronie moralizatorstwo i przemocowość.
Mam wrażenie, że ta książka jest trochę o wszystkim, trochę o niczym. Na pewno nie jest o tym jak uciec od bezradności. Są to filozoficzne rozmyślania, z wieloma odniesieniami do twórczości innych mądrych tego świata. Nie do końca zgadzam się ze wszystkimi założeniami tej książki. Choćby z tym, że okoliczności, a nie działania, determinują nasze życie. Na pewno w jakimś stopniu jest to prawdą, ale środek ciężkości przesunęłaby w inną stronę. W dzisiejszych czasach mówi się więcej i otwarcie o żałobie po stracie, więc ta teza też nie do końca mi zagrała. Ale gdybym z autorem miała spotkać się na kawę, to myślę, że byłaby to ciekawa dyskusja. Czuć, że książka została napisana przez pasjonata i znawcę tematu i jest napisana w sposób dojrzały.
Książki Tomasza Stawiszyńskiego traktuję głównie jako spis tytułów, po które sięgnąć w dalszej kolejności. Tak wykorzystałem (i chyba dobrze na tym wyszedłem) "Co robić przed końcem świata", tego zabrakło mi w "Regułach na czas chaosu", cieszę się, że w "Ucieczce..." (którą czytałem jako trzecią w kolejności) mogłem do tego wrócić.
U autora imponuje przede wszystkim oczytanie, szerokość horyzontu i umiejętność łączenia ze sobą obserwacji rzeczywistości z wiedzą. Czuć pewien opór (np. wobec psychoterapii), natomiast nawet jeśli autor z czymś się nie zgadza, to jego celem jest raczej budzenie wątpliwości (również wobec jego wątpliwości) niż kategoryczne kwestionowanie czegokolwiek.
I to chyba w twórczości Pana Tomasza podoba mi się najbardziej, chociaż wiem, że nie każdemu przypadnie do gustu. Jego ciągłe kwestionowanie, szukanie alternatywnej perspektywy, zatrzymywanie się i nakłanianie do zastanowienia. To postawy raczej zapomniane w dzisiejszej kulturze (dwie pierwsze występują być może wśród zwolenników teorii spiskowych, ale na ile prawdziwie, a na ile tylko z nazwy - tylko oni raczą wiedzieć), więc miło, że jest ktoś, kto przypomina nam o ich pielęgnowaniu.
Równie miło, że autor nakłania nas do akceptacji smutku i porażki jako immanentnych cech życia człowieka. Paradoksalnie jest to przyjemna alternatywa dla tego co obecnie oferuje nam nasza codzienność.
Próbując zrozumieć świat czytam ostatnio książki, które starają się dotrzeć do sedna różnych wydarzeń i fenomenów, i tak sięgnęłam po tę książkę. "Ucieczka od bezradności" Tomasza Stawiszyńskiego to esej (podzielony na kilka rozdziałów), który pokazuje przyczyny i konsekwencje pewnych aktualnych zjawisk socjologicznych - usuwanie z przestrzeni publicznej tematów dotyczących śmierci, starzenia się, żałoby czy smutku. Autor wskazuje na możliwe powody dla których wiele ludzi wierzy w teorie spiskowe, czy astrologię. Nie mam po tej książce więcej nadziei, może więcej zrozumienia i chęci do rozmawiania z ludźmi o innych poglądach.
pierwsza moja książka psychologiczno-filozoficzna i mam nadzieję że nie ostatnia. czytając ją czułam jakby moje oczy się coraz bardziej otwierały i rozumiały dotychczasowe funkcjonowanie społeczeństwa. niestety ostatnie trzy rozdziały nie zainteresowały mnie na tyle. oczywiście pewnie jakaś jedna czwarta książki pozostała mi niezrozumiała przez to jakie obce dla mnie słowa były tam używane, ale to tylko świadczy o moim biednym słownictwie. mam nadzieję że jak będę starsza to do niej wrócę
Ach te momenty kiedy z przyjaciółmi prześcigasz się w księgarni kto pierwszy kupi książkę. Przegrałam, jednak szybko ją zawłaszczyłam i pochłonęłam.
Cudownie wartko napisana, a erudycja autora i jego oczytanie promieniują w naszym kierunku z każdej strony.
Książka w końcu dała mi odpowiedź na pytanie: po co mi te wszystkie poppsychologiczne książki, czego w nich szukałam. Zostawię to dla siebie.
Myśl która ze mną zostanie, mimo że nie została wypowiedziana w prost: Nie zawsze jest coś po, czasem jest koniec. I koniec oznacza koniec. Nie rozwój, nie ciąg dalszy. Koniec.
„Separacja od własnej kruchości oznacza separacje od kruchości cudzej. Oznacza separację od naszej własnej i cudzej podatności na zranienie, od naszej własnej i cudzej śmiertelności”. Życie w świecie gdzie wiecznie musisz być superbohaterem we własnym domu - przejebane
ok, czuję bezradność każdego dnia w pracy i muszę zaakceptować ją tu i teraz, bo wrócę do niej jutro; w ten sam sposób niesłabnące poczucie bezradności codziennie znosi i wytrzymuje większość osób pracujących w obsłudze klienta, w usługach, w gastro, na najniżej opłacanych stanowiskach; zaakceptowanie bezradności, przyjęcie za fakt nieprzewidywalności, to dla nich — nas — element przetrwania; nie widzę deficytu tej umiejętności, kiedy rozglądam się dookoła; bezradność, świadomość niemocy wobec molocha kapitalizmu, wobec skończoności życia, przenika każdy dzień milionów osób; ludzie radzą sobie z nią różnie, mniej lub bardziej destrukcyjnie, ale radzą sobie, żyją z nią
ale przypuśćmy, że zaakceptujemy istnienie bezradności jeszcze bardziej; pogodzimy się, jeśli się jeszcze nie pogodziliśmy, że czasami się choruje i umiera, czasami nie dostaje się tego, czego się chciało, czasami nie ma się racji i czasami zdolność do przemocy drzemie w nas samych, a nie w tych, wobec których widzimy się jako moralnie wyżsi — zaakceptujemy to, i co dalej? ile akceptacji bezradności trzeba, zanim nastąpią potrzebne systemowe zmiany? jak bardzo mamy się personalnie zmienić, żeby zasługiwać na coś więcej niż sfinansjalizowaną rzeczywistość? mamy jeszcze zrobić szpagat? czy propozycje autora stoją aż tak daleko, jak mu się wydaje, od słusznie krytykowanego na początku książki self-helpu?
bardzo często podczas czytania wydawało mi się, że Stawiszyński nie mówi o mnie i ludziach podobnych do mnie; mówi o jakimś generalnym fantazmacie kultury kapitalistycznego realizmu, który wydaje mi się coraz bardziej tworem wyłącznie teoretycznym — w rzeczywistości ludzie widzą swoje ograniczenia, spiętrzone systemowe niesprawiedliwości, widzą, że działają jako trybiki w maszynie, która się nimi żywi; niemoc nie wynika z ideologicznego zaślepienia, ale z rzeczywistego braku narzędzi; zawrócenie z drogi patologicznych ucieczek w astrologię i wiarę w transhumanistyczną przyszłość nie nastąpi za pomocą siły woli
odklejenie autora od spraw zwykłych ludzi widać na przykładzie dyskusji o przemocy; uważa on, że przemoc upodabnia nas do tych, z którymi walczymy; mówi, że każdy ma potencjał krzywdzenia i należy zachować podejrzliwość wobec poczucia własnej moralnej wyższości; mogę się z tym zgodzić, ale równocześnie odmawianie przemocy historycznej sprawczości wydaje się, nomen omen, ahistoryczne, ponieważ skolektywizowana groźba zniszczenia czegoś cennego, odwaga strajkujących, dały nam wiele społecznych zdobyczy — choćby prawo głosu dla kobiet; w kwestii walki o prawa i systemowe zmiany nie ma miejsca na symetryzm
innymi słowy — w książce znalazła się trafna diagnoza objawów choroby o nazwie kapitalizm, ale zabrakło czegoś poza rozbrojeniem fałszywych metod adaptacji; wszystko to autor przesączył przez sporą dawkę generalizacji, co sprawiło, że wiele wątków brzmiało jak abstrakcja społeczeństwa — filozoficznego tworu, w którym nie zmieścili się ludzie
Wymęczyła mnie ta książka, chociaż nie będę jej krytykować, bo generalnie tezy bardzo ciekawe i wykonanie dobre... Tylko na moje trochę tego było za dużo. Po prostu nie dla mnie.
Mam mieszane uczucia bo chwilami miałam wrażenie że autor hejtuje wszystko i wszystko uważa za złe i najlepiej to się pogrążyć w smutku, możliwe też że jestem za głupia bo to była chyba moja pierwsza taka typowa książka psychologiczna. Ostatecznie padło tu wiele zdań które dają do myślenia i o których nigdy nie myślałam. Warto przeczytać
No po prawdzie nie skończyłam (jeszcze) ale Boże to było takie dobre (i tak zdaje sobie sprawę z ironii przyzywania instancji boskiej w recenzji tej konkretnej pozycji)
Tomasz Stawiszyński o tym, jak bardzo w epoce późnego kapitalizmu, "(...) potrzebujemy zgody na błędy, upadki i niepowodzenia. (...) zgody na bezradność.". Indywidualizm i wyzbycie się przekonania, że nasze życie zależy nie tylko od nas samych, zbiera okrutne żniwo. Ludzie, niepewnie idący przed siebie, rozpadający się jak domki z kart po niewielkich niepowodzeniach (które burzą mur solidności ich postanowień i determinacji, wiary w to, że jeśli tylko chcemy- możemy wszystko) wybierają skrajnie odmienne drogi do odnalezienia spokoju. Od fundamentalizmu religijnego, po wyznawanie przeróżnych teorii spiskowych, wiary w astrologię i predestynację i inne, byle tylko odsunąć jak najdalej od siebie myśl, że coś może zależeć w stu procentach od nich samych. O ile autor nie uważa, że kapitalizm, i jego konsekwencja, czyli skrajny indywidualizm jest czymś dobrym (wręcz przeciwnie), o tyle wskazuje drogi (równie beznadziejne bądź jeszcze gorsze), którymi zaczynają kroczyć ludzie, aby poczuć się zwyczajnie lepiej- zazwyczaj w kolektywie, nigdy samotnie, bo samotność przybliża pewne uczucie nieuchronności i ostateczności.
Nie w każdej kwestii można się z autorem zgodzić, np. jeśli chodzi o całkowicie poważne deprecjonowanie nauk społecznych, osiągnieć medycyny dotyczących zdrowia psychicznego - jest to wiązane bezpośrednio z korzyściami danej grupy naukowców, podawane jako coś zupełnie niepewnego. O ile ja potrafię to odczytać jako sugestię, że arbitralnie wykazywać istnienia danych rzeczy i ich zakresów nie powinno się robić, o tyle ktoś może sobie pod ten grunt zbudować całkiem nieciekawe, kolejne teorie spiskowe, o których zresztą autor w tej książce mówi.
Ponadto rozdziały poświęcone astrologii i dosłownie "wróżeniu z fusów" są zbyt obszerne a niezbyt mocno przebijają się do finalnych wniosków. Przypominają one potwierdzenie tego, co już usłyszeliśmy, ale nie wnoszą nic konkretnie nowego, poza "dziwactwami" na jakie potrafią wpaść ludzie, ew. odkopać je z lamusa. Ale czy właśnie wiara w to, że ruchy gwiazd i planet mają wpływ na to, czy się w kimś zakochamy czy nie, nie jest tak samo absurdalna, jak wiara w boga, który karze nas za samogwałt ogniami piekielnymi "po wsze czasy"?
Jest też rozdział dotyczący przemocy werbalnej i niewerbalnej, jaka jest wyznacznikiem człowieka XXI wieku, cancel culture i politycznego piekła, jakie mamy w Polsce. Pozwolę sobie o cytat z tego rozdziału poniżej, na zakończenie.
"Żyjemy w stanie pogłębiającego się mimetycznego konfliktu, który (...) prowadzić będzie do eskalacji skrajności, a w konsekwencji do totalnego samowyniszczenia. (...) Walczymy ze sobą, każdy w poczuciu absolutnej moralnej słuszności, wyższości wobec przeciwnika, niezakłóconej żadną wątpliwością racji." ~parafraza słów Rene Girarda przez T. Stawiszyńskiego.
Notatki tylko dla mnie, nie stanowią spójnej recenzji:
O BEZRADNOŚCI WOBEC ŚMIERCI: ,,(...) Przesiedlamy ją na kozetki starannie ukryte za szpitalnymi parawanami, zostawiamy lekarzom, medykalizujemy. Jej nadejście traktujemy jak efekt zaniedbań, bolesne memento o konieczności regularnych badań i odpowiedniego reżimu treningowego, nie zaś konsekwencję niezbywalnej dyspozycji do nieistnienia wpisanej w nasze indywidualne i gatunkowe DNA".
,,Czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji? Czy konkluzją niniejszego rozdziału będzie jakieś konkretne praktyczne rozwiązanie, pomocne w procesie wychodzenia z zaklętego kręgu, w którym tkwimy, często nie zdając sobie z tego sprawy? Nic podobnego nie potrafię tutaj wskazać. Nie tylko dlatego, że nie istnieją proste rozwiązania skomplikowanych spraw. (...) Po prostu nie z każdej sytuacji jest wyjście, nie wszystkie problemy da się rozwiązać, nie na wszystko można mieć od razu gotową odpowiedź. Nie zawsze też da się działać, czasami da się wyłącznie myśleć, teoretyzować, wypowiadać na głos wątpliwości. Bez konkluzji, bez jasnej porady - co począć. Kolejną manierą dzisiejszej debaty publicznej jest apodyktyczne wymaganie, aby każda krytyka przychodziła w towarzystwie sprecyzowanego, zdefiniowanego alternatywnego rozwiązania. Jeśli wyrażasz sprzeciw, daj coś w zamian. Cóż, czasami nie ma nic w zamian, czasami liczy się tylko sam sprzeciw, poczucie, że coś jest nie tak, że sprawy idą w złym kierunku. Czasami jest to pierwszy warunek zmiany - o ile zmiana jest jeszcze możliwa."
O TEORIACH SPISKOWYCH: ,,Dalej opracowane przez UNESCO materiały informują, że teorie spiskowe niwelują niepokój i niepewność, bo dają proste wytłumaczenie spraw niebywale skomplikowanych. I że rodzą się często niepostrzeżenie, z jakiejś pojedynczej wątpliwości czy nieufności, na której następnie stopniowo nadbudowuje się gmach coraz bardziej absurdalnych przekonań i domniemań.
O NIEZNANYM: ,,Trzej mistrzowie hermeneutyki podejrzeń” - to Marks, Nietzsche, Freud. Nazwa od tego, że podejrzliwie przyglądają się ,,harmonii widzialnej” i próbują zdemaskować to co jest istotne i ukryte pod warstwą widzialnych oczywistości. - Marks szukał przejawów walki klas w systemach ekonomicznych, społecznych, ustrojach politycznych etc., - Nietzsche szukał gry pierwiastków dionizyjskich i apolińskich w sztuce oraz potęgi chrześcijańskiego resentymentu - Freud szukał ukrytych znaczeń snów, przejęzyczeń i dziwnych symptomów. Sądził, że skrywają one prawdziwe instynkty i pragnienia, które determinują ludzkie zachowania.
O SENSIE DYSKUSJI W DEMOKRATYCZNYM SYSTEMIE: ,, [Erika i Nicholas Christakisowie argumentowali, że] otwarta debata, konfrontacja punktów widzenia, doświadczeń, a przede wszystkim argumentów jest podstawowym elementem formacji w demokratycznej wspólnocie. A przy okazji - jedyną znaną praktyką, która uczy współodpowiedzialności, empatii, funkcjonowania w różnorodnym społeczeństwie, otwartości na innego. Pozwala spojrzeć na siebie z cudzej perspektywy, wydobywa z egoizmu, uświadamia, że inni ludzie mają osobne umysły, emocje, cele, pragnienia i marzenia."
RENE GIRARD: koncepcja pożądania mimetycznego i trójkąta mimetycznego [antropologia, na podstawie literatury zachodniej(!)]:
Pragnienie którego doświadczam nie pochodzi ze mnie, ale jest odbiciem pragnień innych ludzi. Socjalizacja to proces, w ramach którego uczę się pragnień - pożądania tego, czego pożądają inni. Dlatego dynamika tego pragnienia rozgrywa się w trójkącie - jest to, czego ja pragnę, jestem ja i jest pośrednik (ten, którego pragnienie naśladuję). Mechanizm ten opiera się na współzawodnictwie. Konflikt ten eskaluje do tego stopnia, że skłócona wspólnota próbuje się całkowicie wyniszczyć. Jedynym rozwiązaniem żeby zapobiec totalnej destrukcji grupy jest morderstwo na niewinnej ofierze, której śmierć przerywa spiralę przemocy. Z braku rzeczywistego winnego typuje się osobę, która wyraźnie odcina się od reszty grupy a potem dokonuje się jej publicznej egzekucji - jej smierć staje się początkiem końca. Współsprawcy zbrodni godzą się ze sobą nad ciałem zabitej ofiary, gdyż zrzucenie odpowiedzialności na fałszywie oskarżoną ofiarę ,,wypędza zło” poza społeczność. Ofiara musi być oskarżona o spowodowanie konfliktu i musi także być uznana za odpowiedzialną za ustanie konfliktu - w ten sposób staje się mitem, sacrum odpowiedzialnym za konflikt i pokój. Girard twierdzi, że każda kultura opiera się na założycielskiej przemocy. Antropolog powołuje się na religie monoteistyczne - chrześcijaństwo i judaizm. Twierdzi, że Chrystus był pierwszą ofiarą w dziejach, która wprost mówiła o swojej niewinności i której niewinność została podkreślona w tekście. Girard wskazuje na ukrzyżowanie jako wydarzenie centralne ewangelii, które rozpoczyna stopniową erozję systemu kozła ofiarnego - od momentu śmierci Chrystusa okrucieństwa dokonywane przez chrześcijan na Żydach i heretykach uznaje się za zbrodnicze i niedopuszczalne. Nie zostały one zmitologizowane ani przekształcone we wpólnototwórcze opowieści. * trzeba pamiętać, że Girard był zadeklarowanym rzymskim katolikiem, który upatrywał swojego nawrócenia w badaniach antropologicznych nad Nowym Testamentem - a wiec w swojej wierze podpierał się naukowymi argumentami.
POLEMIKA Z GIRARDEM: ,,Ewangelia wg. Świetego Girarda” Luc de Heusch zarzuca Girardowi, że popada on w złudne przekonanie, że to on sam odkrył prawdziwy sens chrześcijaństwa, kultury i historii. Heusch mówi, że: ,,centrum dzieła Girarda stanowi obsesyjna idea tworząca zamknięty system i posiadająca rangę proroczego objawienia.” - w związku z tym nie może ona podlegać zewnętrznej krytyce.
Ciężko mi ocenić tę książkę. Bardzo lubię autora, jednak ta książka mnie nie porwała. Autor stawia wiele hipotez, z którymi się nie zgadzam i samo to nie byłoby powodem do wystawienia złej oceny gdyby nie to, że mam wrażenie, że hipotezy, choć niezwykle śmiałe nie są spójnie i przekonująco uargumentowane. Autor przytacza wiele książek, mniej lub bardziej na temat, o którym akurat mówi. Nie chciałam doczytać do końca, jednak się przemęczyłam.
Tomasz Stawiszyński od pierwszej swojej książki, którą przeczytałam bodajże dwa lata temu, budzi we mnie mieszane uczucia. Z jednej strony jest filozofem, czyli de facto jednym z moich ulubionych zawodów, z drugiej strony jego książki niezależnie od moich chęci za żadne skarby nie chcą zostać mi w głowie chociaż na miesiąc. W zasadzie to fakt, że po Ucieczce od bezradności mam o niej dużo do powiedzenia i jednocześnie nic do powiedzenia, sam o tym świadczy. Czy książka mi się podobała? Chyba. Czytałam ją momentami z cwaniackim uśmieszkiem. Jak się wciągnęłam, odłożyć nie mogłam. Tylko nie wiem, czy nie mogłam odłożyć dlatego że tak bardzo bujały mnie rozdziały czy dlatego że tak bardzo mnie nie bujały i po prostu chciałam sprawdzić, czy coś mnie w końcu bujnie. Ze wszystkich rozdziałów najbardziej przemówił do mnie rozdział o bezradności wobec przemocy. Tylko że nie do końca w sposób pozytywny. Rozumiem, że najlepszym przykładem do analizy była ameryka, bo jakby nie patrzeć jest podręcznikowym przykładem sztucznie wykreowanego świata, w którym każdy chciałby żyć, a w rzeczywistości składają się na niego dwie odmienne skrajności stale na siebie nacierające. Świat skrajności nie jest przyjemnym miejscem do życia, ale stanowi wspaniały temat do pisania, omawiania i opisywania go na prawo, na lewo, od góry i do dołu. Ale co mnie kurka wodna jakaś ameryka obchodzi, gdzie jak już powiedziałam, wszyscy i wszędzie o niej mówią. Świat aktualnie jest tak amerykocenteyczny, że podejmując lekturę polskiego filozofa, oczekiwałam chociażby analizy trochę bardziej europejskiej. Tendencji Europy, która mimo miejscowego wstępowania w skrajności, trochę jednak różni się ameryki. Rozumiem, że wszyscy przejawiamy zbliżone lęki, jako rasa ludzka. Zabrakło mi jedynie trochę więcej codziennych przykładów w tej przeładowanej odniesieniami do literatury książce. Przykładów z naszej okolicy, z naszego podwórka. Jeszcze na chwilę o tym przeładowaniu - ilość odniesień do innych autorów, do Freuda, wprawiała mnie w szewską pasję. DOSŁOWNIE. Miałam ochotę kląć na prawo i lewo. Był tego taki ogrom, że jakby z całej 320 stronicowej książki wyłuskać myśli i spostrzeżenia AUTORA, wyszłoby może stron 40? 60? Nie więcej niż 100 a to chyba i tak jest szacunek dobrych wiatrów. Wyjaśnienie w zakończeniu, że powodem załączenia obszernej literatury jest chęć pokazania, jak wielu autorów już te tematy poruszało. Czy to dobrze? Meh. Zakończę tutaj te przydługą recenzję, bo mogłabym pisać dalej, ale w sumie po co - mogę umrzeć zaraz.
DNF Nie jestem w stanie przebrnąć. Zagadnienie ciekawe, ale napisane w tak mocno nieprzystępny sposób, że ciężko stwierdzić dla kogo ta książka jest.
Używanie terminów charakterystycznych dla jakiejś nauki zamiast zastąpić ją przystępniejszymi synonimami/wyjaśnić je w kontekście lub tworzenie zdań tak długich, że zajmują pół strony nie sprawią, że lektura będzie mądrzejsza. Wręcz przeciwnie, bo robi się z tego woda. Nie twierdzę, że nie zgadzam się z wnioskami autora. Chodzi o sposób podania dania, a nie o danie samo w sobie.
Nie wykluczam, że jestem na tę książkę za głupi. Z drugiej strony jeszcze nigdy sięgając po książkę "dla wszystkich" (nie specjalistyczną) tak mocno nie mogłem przebić się do meritum. Mam wrażenie, że autor silił się, żeby całość wyszła super mądrze i w końcu wyszedł z tego trochę bełkot. Książka ma też bardzo dużą czcionkę i marginesy więc nawet mimo rozwodnionej treści tak na prawdę jest mega krótka. Może to też stanowiło dla autora motywację do owijania tego w sterty bawełny.
Dużo osób ma sympatię do autora, nie wykluczone więc, że jest to bardzo błyskotliwy facet. Spróbuję podejść do jakiegoś wywiadu pana Stawiszyńskiego.
4,5 Książka z biblioteki zawędrowała ode mnie w tkliwym momencie, czyli w żałobie po smierci bliskiego przyjaciela. Pozwoliła mi zrozumieć co się dzieje wokół mnie pod względem socjologicznym, dlaczego wydaje się jakby trendowata na tle niebliskich znajomych i sklonila do obsmiewania absurdow rzeczywistosci ludzkiego istnienia. Autor gładko przechodzi przez różne ucieczki w późnym kapitalizmie w sposob unikalny, jednak stosuje jak na mój gust za dużo odwołań do psychoanalizy, ale rozprostowuje teorie spiskowe i astrologię z gracją szachmistrza. Jednocześnie ksiazka nie ma formy prawdy objawionej i pozwala na aktywną konfrontacje własnych poglądów z autorowymi. Nice.
To jest bardzo, ale to bardzo dobre. Spojrzenie na wypieranie trudnych emocji jako systemowy sposób "radzenia sobie" z nimi, by jak najszybciej powrócić do wymaganej od nas kapitalistycznej iluzji sukcesu to bardzo świeże i ważne przypomnienie. Męczące były natomiast fragmenty, w których autor nie mógł się powstrzymać przed uszczypliwościami wobec niektórych grup, podobnie zdziwiło mnie, że filozof może wpaść w pułapkę założenia o wyjątkowości czasu mu współczesnego. Ale poza tym - naprawdę warto przeczytać, najlepiej z notesem pod ręką.
Bardzo odświeżające doświadczenie filozoficzne. Idee i koncepcje pobudzające do myślenia o różnych aspektach ludzkiego życia zarówno wewnątrz jak i na zewnątrz, w społeczeństwie. Zgrabnie łączy dawne wnioski i historie z bardziej aktualnymi badaniami i problemami. Stawia diagnozy, a nawet rozwiązania, ale w bardzo nienachalny sposób, mam wrażenie traktując czytelnika fair i dajac mu pole do własnego namysłu. Tej książki potrzebowałem. Oczywiście kolejne pozycje trafiły na listę książek do przeczytania - kiedy ja to wszystko przeczytam zdając sobie sprawę z nieuchronności śmierci i własnej ułomności?
Bardzo długo ją czytałam - jako osoba na co dzień mająca problemy z koncentracją, styl w jakim napisana była ta książka nie był pomocny. Dużo tu można znaleźć naukowej terminologii i całe mnóstwo odwołań do filozofii, co dla niektórych może być na pewno wartością dodaną - ja chyba bardziej nastawiłam się na tłumaczenie filozoficznych kwestii prostym językiem, a niekoniecznie to dostałam.
Niemniej, znalazłam tu wiele kwestii, o których na długo rozmyślałam po zakończeniu rozdziału, stąd nie mogę absolutnie odradzić lektury.
w sumie nic nowego sie nie dowiedziałem. raczej była to parafraza rzeczy które już wiem, a przypominanie sobie o tym wszystkim jest czasem użyteczne. Dobra książka jak ktoś wie mało na tego typu tematy psychologiczno filozoficzne. Z paroma stwierdzeniami sie nie zgadzam, ale definitywnie spoko książka która zmusza do myślenia.
Bardzo interesująca refleksja nad współczesną kulturą i potrzebna dla ludzi - szczególne wrażenie zrobiły na mnie rozdziały o teoriach spiskowych oraz przemocy. Książka przypomina że wszyscy mamy prawo do bycia bezradnymi i stojącymi wobec nieskończoności świata i jego niewyrażalnej natury.
Doskonała książka, będąca zbiorem rozważań na uniwersalne tematy. Madra, wyważona, erudycyjna i wymykająca się schematom. Każde zdanie to złoto. Polecam z całego serca.
ciekawa i przystępna książka. serio polecam każdemu, kto chciałby się skusić na chwilę refleksji nad obecnym stanem rzeczy. kopalnia przypisów i odniesień do literatury. bywały momenty, gdzie autor się powtarzał, lecz mnie to nie przeszkadzało. dużo z niej wyniosłam i z chęcią sięgnę po inne tytuły:)