Podhalem wstrząsa seria wypadków w górach. Początkowo czarna passa wydaje się jedynie ciągiem pechowych zdarzeń, jednak śledczy ostatecznie odkrywają związek między ofiarami. Każe on sądzić, że ktoś morduje turystów na szlakach.
Dochodzenie prowadzi komisarz Forst. Szybko zdaje sobie sprawę z tego, że zabójstwa powiązane są ze sprawą, nad którą pracował z Olgą Szrebską. Zaczyna tropić mordercę, zbierając okruchy informacji, które ten zdaje się z premedytacją zostawiać.
Kiedy zbliża się do rozwiązania sprawy, doganiają go upiory z przeszłości. Wiktor Forst będzie musiał stawić czoła nie tylko człowiekowi, którego ściga, ale także ludziom gotowym zrobić wszystko, by go pogrążyć.
Komu z początku nie było po drodze z perypetiami komisarza Wiktora Forsta, ten w „Przewieszeniu” i „Trawersie” odnajdzie wszystko to, czego tak brakowało w „Ekspozycji”. Dostajemy wnikliwy portret najważniejszych postaci, ich wewnętrzne rozterki, ich bolączki oraz tęsknoty. Mróz nie oszczędza nikogo, wyciska ile tylko się da i doprowadza do stanu skrajnej rozpaczy tak bohaterów, jak swoich czytelników. Tym razem wychodzi poza utarte ścieżki sensacyjno-kryminalne, wprowadzając wątki polityczno-społeczne, co najlepiej rysuje się w konfliktach w „Trawersie”. Nagonka medialna na uchodźców, postawy ludzkie wobec „innego” i „obcego”, wszystko to, z czym zmaga się Polska teraz i dziś. I oczywiście zakończenie, które nie mogło być mocniejsze, czy bardziej intrygujące dla tej trylogii – zostają tylko zgliszcza.
Przez większość książki miałam wrażenie, że akcja tak naprawdę dopiero się rozkręca, a tu nagle zostało mi 30 stron do końca 😱 Na ogromny plus fakt, że nie czułam, jak w przypadku ostatnich książek Mroza, że bohaterowie mają niebywałe szczęście i zawsze wszystko kończy się dla nich dobrze. Zaskakujące zakończenie wgniotło mnie w fotel i sprawiło, że momentalnie miałam ochotę sięgnąć po trzeci tom, czego zupełnie się nie spodziewałam 🙈
Znów książka stoi ostatnim zdaniem z zakończenia. Tyle, że tym razem jest ono kompletnie abstrakcyjne i nawet nie chcę wiedzieć co się za tym kryje.. Tak jak w pierwszej części działo się wszystko co możliwe i nic nie miało sensu, tak tutaj nie dzieje się nic, ale dzięki temu historia nie nabrała sensu. W drugim tomie latamy po górach bez celu, a w przerwach kręcimy się wokół własnej osi. Fabuła, a przede wszystkim główna oś historii jest nieprzemyślana i nudna. W ogóle nie jestem zainteresowana tym kto i dlaczego zabija. Bohaterowie nadal tragiczni i kompletnie nieprzekonujący. Odradzam lekturę.
Przewieszenie niesamowicie wciąga, akcja trzyma się kupy o wiele bardziej niż w Ekspozycji, a Forst w końcu przestaje być superbohaterem, który bez szwanku wychodzi z każdej opresji. Po wydarzeniach za wschodnią granicą nabrał pokory i spoważniał, choć nie stracił pazura. Widać poprawę względem poprzedniego tomu, ale o ile tam zakończenie było zrzuconą na Bogu ducha winnego czytelnika bombą, tutaj mam pewnie zastrzeżenia. Nie lubię, gdy autorzy wycofują się z raz podjętych decyzji i wplątują się w ciężką do rozwiązania sytuację - oby konsekwencje tej decyzji nie przerosły autora w Trawersie. Z niecierpliwością czekam na wyjaśnienie tego wątku i gorąco liczę, że będzie ono satysfakcjonujące.
Ehh.. co za bajzel.. Tak jak Zaginięcie zniszczyło mi sympatyczne wrażenia po Kasacji, tak Przewieszenie zabiło mi Ekspozycję.
Bardzo chwaliłem pierwszą część przygód Komisarza Forsta. Była to zupełnie inna historia od cyklu prawniczego z Chyłką i Zordonem, lekko-mroczny Dan Brown/Indiana Jones. Międzynarodowa tajemnica - Polska, Białoruś, Rosja, Izrael, Ukraina. Tajemna sekta. Spisek na najwyższych szczeblach władzy. Co dostajemy w drugiej części? Morderca w Tatrach.....
[Aż chciałoby się wstawić tu jakiś durny gif :P]
Pierwszy rozdział znudził mnie aż do punktu "mam gdzieś tę historię". Być może dla kogoś jest ciekawe czytanie/słuchanie o chodzeniu po górach. Dla mnie jest to równie ciekawe jak oglądanie jak kto inny gra w gry komputerowe. Rozumiem, że autor chciał przedstawić punkt widzenia mordercy, ale pierwsza książka w ogóle nie zawierała tych wątków i skupiała się na komisarzu. To było znacznie lepsze podejście, które tworzyło tajemnicę tej sprawy. Tutaj czar pryska, okazuje się że mamy do czynienia ze zwykłym mordercą, którego "wszechmoc" jest po prostu idiotyczna.
Drugi i trzeci rozdział - "w końcu będzie konkret" - pomyślałem sobie. No i się doczekałem. Całe Przewieszenie to jeden wielki festiwal okrucieństwa i upodlenia bohaterów powieści. Mróz ich chyba po prostu nienawidzi.. "Lekko-mroczny Dan Brown" zamienił się w skandynawski kryminał ciężkiego kalibru. Niektórych fragmentów naprawdę trudno było słuchać. No bo ile razy można spuszczać Forstowi łomot? On w ogóle jeszcze jakąś twarz ma? W 3 części powinien na wózku inwalidzkim uciekać. O scenie nawet nie chce mi się pisać. Jaki to miało zabieg fabularny? Prymitywna, szokująca brutalność, która skłania mnie tylko do jednego wniosku jeśli chodzi o cel tej książki. Ale o tym za chwilę..
Trzeci rozdział to w ogóle mistrzostwo jest. Cały rozdział można by streścić prawdopodobnie w kilku stronach, bo wszystko zmierza do możliwie najokrutniejszego końca. Forst co prawda schodzi na boczny plan (żeby móc dostawać łomot w spokoju), a dostajemy nowy wątek - prokurator Wadryś-Hansen i jej kolegę - osoby tak obrzydliwe że można im życzyć tylko tych wszystkich okropności, które spotykają komisarza. Nie wiadomo po co prowadzony jest wątek z mężem prokurator (niby coś na końcu się wyjaśnia, ale jest to głupie..). Zakończenie dobija, bo autor spośród wszystkich możliwych rzeczy wybrał chyba tę najmniej prawdopodobną i sensowną byleby był cliffhanger.
Ehh... i tu dochodzimy do sedna sprawy. To książka napisana "na kolanie", "dla kasy". Jasne, pisarze piszą, żeby mieć co do gara włożyć, ale można napisać coś sensowego albo można napisać byle jaką szmirę, wrzucić tyle przemocy ile się da i mieć to gdzieś "bo i tak jest trylogia, to nie musi mieć sensu". Autor miał jakiś pomysł na główną oś fabularną i próbował go uzasadnić, ale dla mnie wszystko utonęło w zalewie okrucieństwa i beznadziei. Szkoda tego potencjału z pierwszej części...
Osobne słowo dla lektora Krzysztofa Gosztyły. To jedna z jego najlepszych interpretacji, mimo tak słabej książki i chyba jedyny powód dla którego udało mi się ją skończyć. Szacunek Mistrzu.
Dwie gwiazki (i to tylko ze względu na momentami powalającą na kolana interpretacje Krzysztofa Gosztyły.)
Mam mieszane uczucia po lekturze tej pozycji. Powieść jest oczywiście lepsza niż pierwsza część będąca niczym sajens-fikszyn (o czym pisałem w opinii do "Ekspozycji"), ale to...
Kolejna powieść Mroza, gdzie autor fantazjuje o "załadowaniu w styję, aż się zadymi" przez kolejkę więźniów. To już się robi słabe, jeśli ktoś weźmie się za różne książki Mroza z różnych cykli, to istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że jakiś męski bohater trafi do więźnia, gdzie będzie atakowany analnymi "propozycjami" innych współwięźniów. Zaczynam myśleć, że tam w więzieniach nic innego nie robią! Gdzie chociażby stare dobre mordobicie? Nie można natomiast powiedzieć nic na temat innych scen łóżkowych. Kobieta z mężczyzną w żadnym wypadku, ale więzień więźnia (niewinnego) nie ma sprawy!
Uwaga! Zaskakująco w tej części nie ma wprawdzie „strzelanin, pościgów, wojen gangów”, bo oto Forst Niezłomny zostaje pokonany "zaledwie" przez lawinę górską, dwa razy więźniów, raz innego policjanta (postrzał w nogę, ale nie ma sprawy wydrapię się na szczyt gór i do schroniska i z powrotem i gdzieś tam jeszcze… do wesela się zagoi). Poza tym mamy dwójkę Prokuratorów, jeden „skyrwysynek” małostkowy cwaniaczek i właściwie , a druga „żelazna dama” ale jakby bez wyrazu, miotająca się we własnych wątpliwościach jak bohaterka romansu o starej pannie. Jakoś tak nijak z tym mężem norwegiem, który niby bierze udział w jakiejś intrydze ale co i jak? Wiemy tyle tylko, że wspomina coś przy obiedzie… (ale tutaj Panie Mróz widzę szansę na spin-off i milion tomów jakiegoś innego cyklu pomiędzy Forstem a Szczeblami Władzy :) ).
Ponadto niektóre zwroty akcji (nie będę wymieniał) są tak zaskakujące (i to nie w dobry sposób), aż nieprawdopodobne. I to już nie pierwszy raz u Mroza, gdzie główni bohaterowie przez 200 stron się zastanawiają co i jak, a na stronie 201 mają gotowe rozwiązanie (i się czytelniku zastanawiasz czy Ci się kartki nie skleiły po drodze…). Niefajnie, ale skoro to ma być czytadełko to niech takim będzie, a nie powieść przestawiana jako niesamowita historia niesamowitego pisarza. Subtelne oszustwo wobec czytelnika.
To jest powiastka rozrywkowa jakich wiele u Mroza, oczywiście nigdy nie dorówna cyklom takim jak ten o Chyłce, takie świata już chyba nie uda się stworzyć, ale jest… niezła, choć bez szału. Tak poczytać do pociągu, za bardzo nie nadwyrężając umysłu. Taki relaks dla głowy – do pracy na niskich obrotach. Nie jest pogwałceniem wszelkich zasad logiki jak poprzedni tom, no ale. Czytadełko jako pitstop, przerwa, odpoczynek pomiędzy dwoma dobrymi powieściami (piszarzy, którzy szanują inteligencję czytelnika) dla higieny mózgu.
Na plus niewiele, ale co zawsze trzeba oddać to to, że pisarz jednak językiem operuje dość zręcznie. Pomimo słabego warsztatu jeśli chodzi o świat przedstawiony, książkę wciągamy szybko, akcja się dzieje, książka znika. Takie czytadło w stylu kina akcji lat 80/90. I jako takie jest całkiem nienajgorsze…
Zakończenie! Ach ten Mróz. Produkcyjne pisanie na kasę (otóż wiem, że pisarze nie tylko dla sławy piszą, acz żeby chleb z tego był, nie mniej jednak tutaj masz książkę kupić, a co dalej to już w dupie z tym czy Ci się podobała, kupiłeś – Twój problem) z tradycyjnym przewrotem akcji 3 strony przed końcem albo właściwie na ostatniej stronie. Książka „takase”, to na koniec taki zabieg, który przyznam, że chyba zadziała i w trzeci tom zajrzę. Któż nie lubi kina akcji ? ;)
what the fuck co tu sie stalo to byl najwiekszy plot twist calej tej ksiazki i nie zaluje ani sekundy spedzonej na czytaniu tego ja chce juz przeczytac nastepna czesc
Znowu kolejna gwiazdka za ostatnie zdanie. Na pewno Przewieszenie było lepsze niż Ekspozycja, chociaż brak Szrebskiej działał na niekorzyść, bo póki co to moja druga ulubiona kobieta napisana przez Mroza. Denerwujące, że autor w każdej książce twierdzi, że w więzieniu albo biją albo gwalca. Tym razem Forst nie ma tyle szczęścia co w poprzedniej części, ale przynajmniej wygląda to bardziej realnie.
"Przewieszenie" wpadło w moje ręce dość niespodziewanie, toteż nie robiłam sobie wielkich nadziei. Wyglądało na przyzwoite czytadło i takim się okazało.
Drugim tomem swojego cyklu o niepokornym komisarzu z Zakopanego, Mróz zrobił dokładnie to samo, co przy tomie pierwsze. Początkowo było świetnie, potem tendencja spadkowa i ostatnie strony, przez które szczękę zbierać musiałam z podłogi. Przede mną jeszcze jeden tom. Liczę na mocne zakończenie, które wynagrodzi mi wszystkie słabsze momenty tego cyklu.
This part feels like it is rather detached from the previous one and rather silly. Doesn't help the progress of the whole story much apart from a few scenes. The continuous injuries that the main character gets should make him really sick or even disabled. Of course, he goes easily through everything. It feels like the story is dragged on purpose.
W Ekspozycji działo się dużo, tu nie dzieje się nic. Część I - Forst chodzi sobie po górach, szuka mordercy w teamie z Osicą Część II - Forst ucieka i dalej szuka mordercy w teamie z Osicą + gwałt i śmierć Agaty Część III - Forst w areszcie/wpierdol/proces/wyrok, wątek polityczny + cliffhanger z lokatorką Olgą
+ postaci są bardziej opisane: Osica jest dla mnie nierealny w relacji z Forstem, ale typa lubię. Forst powinien dostać jakąś zniżkę do chirurga szczękowego i stomatologa. Gerc jej SUS as fuck, szumowina, która nie powinna nigdy zostać prokuratorem Wadryś-Hansen - na początku się nabrałam na paremie w gabinecie, a potem wyszła z niej hipokrytka i kolejna szumowina, która woli "pozostawać nieświadoma" i udawać. Jej mąż miał rację, że jest beznadziejną osobą. - WTF wątek z Agatą, po co? Po co tak brutalnie? Dziwię się, że Osica tylko postrzelił Forsta, po wszystkim co sprowadził na jego córkę. - WTF ten cliffhanger? Najbardziej nierealny jaki może być + zrobienie ze wszystkich postaci debili, którzy nawet nie rozpoznają trupa/nie wiedzą czyje zwłoki mają/że ich nie mają/oskarżają o morderstwo a denat nie jest denatem?? Jestem ciekawa jak autor z tego wybrnie - Ignorancja tropów przez Wadryś-Hansen doprowadzała mnie do szału. Gerc + wątek polityczny niewyjaśnione, a jak w końcu uwierzyła w spisek, to dziwi się, że Osica ma ją gdzieś po tym co zrobiła z Forstem. No kolejna niespełna rozumu kobieta. Miodem na moje uszy były słowa Osicy a propos jej męża.
Nudna była ta książka. Znamy imiona 2 morderców, mamy trochę trupów, 2 nowe beznadziejne postaci, Forsta w więzieniu, wątek polityczny i na deser zmartwychwstanie laski, którą uznawaliśmy za trupa całą książkę razem z prokuraturą. Dłużyło mi się bardzo, a w sumie do niczego mnie to nie doprowadziło. Całą książkę można streścić jednym tiktokiem, mogła być co najmniej o połowę krótsza i nic bym nie straciła.
This entire review has been hidden because of spoilers.
Cały mój zachwyt skupiłam na wysmakowanych obrazkach tatrzańskich krajobrazów, pułapek i zasadzek na nieopierzonych turystów górskich, skalnych zagadek i wspaniałego, majestatycznego piękna. Co do fabuły, to zastanawiam się, dlaczego główny bohater Forst daje sobą nieustannie manipulować, "włazi" w łapy różnych paskudnych, a jego żywot podlega jakiejś niezrozumiałej autodestrukcji. Czytając, chwilami, czułam się tak, jakbym wciągało mnie czarne i lepkie bagno niemożności. Okropne. Nie wiem kto zacz, ten Gjord, jest tylko mężem Wadryś-Hansen, ale bije ją na głowę poziomem inteligencji i wzbudza zaufanie, niestety znika. Dlaczego autor "gubi" udanych bohaterów? Pani prokurator zaś jest absolutnie beznadziejna, wtacza się się jak walec na szczyty kariery, nie bacząc na fakty. Wyłączyła myślenie i skupia się na udowodnieniu wszystkim, że ma udany scenariusz na wszystko. Powieść nieprawdopodobnie dziwna, nierealna, taka hybryda literacka.