"Mayday, mayday! Jan Heweliusz" – kapitan nadaje komunikat, który na całym świecie oznacza wezwanie pomocy na morzu. Jest 14 stycznia 1993 roku, godzina 4.36. Prom coraz bardziej pogrąża się w wodzie i staje się jasne, że to ostatnie chwile na ucieczkę. Pasażerowie skaczą do lodowatego Bałtyku, choć na pokładzie nie ma dla nich kombinezonów termicznych. Wkrótce do statku zaczynają się wlewać setki ton wody, odcinając drogę pozostałym.
Adam Zadworny opowiada historię największej katastrofy morskiej w powojennej Polsce: z ponad sześćdziesięciu osób, które były na promie, przeżyło zaledwie dziewięć – wyłącznie załoga. Próbując ustalić, co się stało, przegląda stare akta, szuka ocalałych marynarzy, rozmawia z rodzinami ofiar i ekspertami, dociera nawet do ówczesnych decydentów. Interesuje go nie tylko przebieg katastrofy, którą odtwarza niemal minuta po minucie, ale także mozolne śledztwo w tej sprawie i skrywana historia promu. Zawinił wiatr, zły stan techniczny, błędy załogi, a może coś innego? Dlaczego kapitan zadecydował, że pójdzie na dno ze swoim statkiem? Komu najbardziej zależało na ukryciu prawdy? I dlaczego nawet dzisiaj tak trudno się do niej zbliżyć?
Świetny reportaż podsumowujący wszystko to co wydarzyło się przed (zamiatane pod dywan problemy techniczne promu), w trakcie (dokładne sprawozdanie z feralnej nocy) i po katastrofie Heweliusza (proces przed Izbą Morską itd.). Bardzo ciekawe są też wypowiedzi ostatnich żyjących ocalałych oraz rodzin ofiar zebrane na potrzeby książki 30 lat po tragedii.
sam reportaż ma wady - jest pobieżny, miejscami chaotyczny, ale przeczytałam go jako uzupełnienie wybitnego serialu i na fali zainteresowania przeciekawym tematem oceniam pozytywnie
Potężne rozczarowanie. Podchodziłam do tego reportażu z bardzo dobrym nastawieniem, ponieważ słyszałam dużo zachwytów od osób, których zdanie sobie cenię. Niestety okazało się, że podczas lektury widziałam minusy, które zazwyczaj są wyłapywane także przez innych i krytykowane, ale o dziwo nie tym razem.
Cała bibliografia to akta ze sprawy sądowej i artykuły z gazet na temat katastrofy i sprawy sądowej. W tekście reportażu nie ma ani jednego odwołania do konkretnego miejsca w materiałach i poparcia podawanych informacji, mimo że tekst jest napisany w taki sposób, że dałoby się i wypadało to zrobić. Np. katastrofa Heweliusza to największa katastrofa morska w powojennej Polsce, autor przypomina to kilkukrotnie, ale przypisu brak, ja się mogę co najwyżej domyślać, że to informacja powtarzana za którymś z artykułów prasowych, a nie z akt sądowych… ale równie dobrze autor mógł to sobie wygooglować na jakiejś stronie niewiadomego pochodzenia. Nie przepadam za tak skonstruowanymi reportażami.
Niestety to niejedyny zarzut, jaki mam. Nie mam nic przeciwko reportażom poszlakowym, czy takim, do których nie ma dużej bibliografii i materiałów, które można cytować (np. cenię sobie „Córeńkę” Tochmana czy „Cień w cień. Za cieniem Zuzanny Ginczanki” Mikołajewskiego). Ale jeżeli ktoś pisze reportaż rzekomo na faktach i relacjonuje katastrofę minuta po minucie, to niech nie wymyśla, co jeden z bohaterów myślał tuż przed śmiercią w odmętach Bałtyku i zapisuje to jako cytat. Takich zabiegów zmyślenia rzekomych cytatów, których nie mamy prawa znać, było kilka, i moim zdaniem były one zamieszczone w tekście, by grać na emocjach czytelnika. Albo wstawki typu „bohater spadał 50 metrów ze statku w odmęty wody, i zanim wpadł do wody, całkowicie osiwiał” - cynicznie spytam, czy ma na to świadków, że ma potwierdzenie, że to był ten moment, a może miał przy sobie lusterko i na bieżąco sprawdzał podczas sztormu, nocą i w momencie zagrożenia życia, że to wtedy, a nie np w momencie kiedy wypadł z szalupy? Oprócz tego jestem niemal pewna, że autor pomylił ze sobą co najmniej raz dwie kobiety-pasażerki, ale już nie miałam siły i ochoty zaznaczać tych fragmentów.
Jeżeli zauważyłam liczne zmyślenia, to skąd mogę być pewna, że reszta tekstu jest rzetelna? Nie mogę być, pozostanę sceptyczna. Przeczytałam niby poważny reportaż o katastrofie, o której wcześniej niewiele widziałam, a nie wiem, co z informacji w nim zawartych to prawda, a co zmyślenie.
Z tymi naszymi katastrofami narodowymi mamy ewidentnie jakiś problem. Nie potrafimy (lub nie chcemy) rzeczowo do nich podejść, emocje zawsze biorą górę. Mimo, że z reguły zajmują się tym specjaliści, biegli to rzadko kiedy zapada wyrok, który nie budzi wątpliwości. Być może wynika to z niechęci do oskarżeń o stronniczość, upolitycznienie a może po prostu chodzi o pieniądze. Historia promu Heweliusz to historia przejmująca, pokazująca jak wiele nieprawidłowości miało miejsce i przed katastrofą, i w trakcie tragicznej nocy. Widać też, że pomimo ogólnej świadomości błędów ludzkich nikt nie jest w stanie podjąć ostatecznej decyzji. Książka wciąga, czyta się jednym tchem i mimo, że upłynęło od tamtego dnia ponad trzydzieści lat to wzbudza ogromne emocje.
4.5 // Bardzo frustrującą książkę sobie wybrałam w ramach powrotu do czytania po półrocznej przerwie, bo skala dramatu i niesprawiedliwości jest tutaj trudna do udźwignięcia. Dramatu ofiar katastrofy Heweliusza, ale też dramatu ich rodzin w walce o prawdę i sprawiedliwość, w zderzeniu ze ścianą systemu i upodlającą walką o odszkodowania. Emocje po lekturze podobne do tych po przeczytaniu "Zderzenia czołowego" Jakubowskiego, bo obie te książki są o ludziach, których śmierci można byłoby uniknąć, gdyby ktoś za biurkiem przedłożył bezpieczeństwo ponad zysk finansowy.
Potraktowałam ten reportaż początkowo po macoszemu. By później przeprosić i zwrócić honory. Świetnie spędzony czas. Napisany tak, że czyta się „chwilę”. Historia pełna absurdów, niesprawiedliwości. To chyba moment by powiedzieć „czekam na serial”.
Świetnie napisane. Kiedy tonął Heweliusz, miałam niecałe 8 lat, więc tego nie pamiętam. Ale dzięki książce Zadwornego mogłam się sporo o katastrofie dowiedzieć. O jej prawdopodobnych przyczynach, w tym zwłaszcza wadach konstrukcyjnych promu, o wielu wcześniejszych zdarzeniach z jego udziałem, które powinny stać się dzwonkami alarmowymi, ale zostały zignorowane. Ostatnie z całej serii takich zdarzeń, które doprowadziło do uszkodzenia promu, nastąpiło bezpośrednio przed feralnym rejsem. Z naprawy jednak zrezygnowano, stawiając na prowizoryczne rozwiązanie, która to decyzja najprawdopodobniej doprowadziła do katastrofy. Prowizorka zdaje się zresztą być wspólnym mianownikiem tej historii na przerażająco wielu płaszczyznach. Pasażerów nie zaznajomiono z procedurami bezpieczeństwa, a kiedy Heweliusz zaczął się przechylać i nabierać wody, załoga zostawiła ich na pastwę losu. Nikt zresztą nie przestrzegał żadnych procedur, każdy w panice ratował siebie. Akcja ratunkowa z polskiej strony rozpoczęła się z wielogodzinnym opóźnieniem w wyniku karygodnych błędów i zaniedbań. Trudno również ocenić, czy decyzje podjęte przez kapitana tonącego promu były prawidłowe. Tak czy owak, prawdziwym cudem wydaje się, że z życiem z tego pogromu uszedł w ogóle ktokolwiek. Późniejszy proces również sprawia wrażenie mocno prowizorycznego, ukierunkowanego głównie na to, by za przyczynę katastrofy została uznana siła wyższa, co zwalniało z wypłaty odszkodowań rodzinom ofiar. Generalnie, choć piszę to z pewnym smutkiem, bo nie lubię takich narracji, bardzo polska historia. Ja z synowcem na czele i jakoś to będzie. Tylko że nie zawsze. Sama książka napisana jest bardzo dobrze. Autor kompleksowo przedstawia różne wątki, nie szuka taniej sensacji, nie brnie w sentymentalizm ani w podrzucane mu z różnych stron teorie spiskowe, choć wszelkie sugestie stara się zweryfikować. Z uwagi na upływ czasu i fakt, że większość ocalałych nie żyje, jest to jednak ekstremalnie trudne, najczęściej niemożliwe. Nie ma tu wodolejstwa, jest za to zwarta, konkretna, zajmująca narracja. Tak się powinno pisać. Jeżeli kogoś ten temat interesuje, to polecam.
Przeczytałam ją z zapartym tchem. Niesamowicie buduje napięcie i opisuje katastrofę, nie zapominając przez moment o ludzkim elemencie tragedii.
Rozlicza się z wydarzeniami po katastrofie i podaje bardzo interesującą tezę próbującą wyjaśnić tajemnicę Heweliusza. Ta część mogła być, moim zdaniem, odważniejsza - wydaje mi się, że podanie nazwisk związanych z potencjalnym wyjaśnieniem tragedii byłoby odważne, lecz może jest na to jeszcze za wcześnie.
🎧 Nie umiem oceniać reportaży, bo nie słucham ich za dużo. Tutaj nie mam zastrzeżeń, dowiedziałam się o sprawie dużo, nie wiem czego bym mogła chcieć więcej lub mniej. Dla mnie po prostu naprawdę dobra rzecz. Czekam z niecierpliwością na serial!
no niby fajnie, interesująco, bardzo dużo informacji, ale jednak przypisy to jest rzecz, której od literatury faktu jednak oczekuję, choć coraz więcej publikacji próbuje mnie do tego zniechęcić
poza tym, okej, książka fajnie napisana, ale autor momentami wpada w bardzo niepotrzebne bajkopisarstwo, wpisując myśli i słowa bohaterom, od których nie mógł się ich dowiedzieć
odniosłam też wrażenie, że autor próbuje na siłę wykreować jakiś kryminalny sekret, chcąc zbudować napięcie – nie jestem tego fanką, a na pewno nie w momencie, w którym rozwiązanie nie jest potwierdzone i odpowiedzią mogą być tylko domysły
Przesłuchałam tej książki przed obejrzeniem serialu. Chciałam to zrobić, by mieć też jakiś punkt zaczepienia przy późniejszym ocenianiu serialu. To bardzo dobry reportaż, ale widziałam też kilka opinii, że są pewnie niezgodności. Zaczęłam go słuchać w nocy i jak dotarłam do opisów tonięcia to musiałam wyłączyć i dokończyć następnego dnia, bo mnie przytłoczyło. Tragedie na wodzie jakoś zawsze mnie uderzają, to przerażający żywioł. W niedzielę robię binge-watch całego serialu.
Bardzo rzetelny reportaż! Czytałam trochę jak historie z przełęczy diatłowa, z poczuciem tylu niedopatrzeń. Historia naprawdę przerażająca, ale napisana świetnie.
Bardzo dynamicznie opisana historia, naturalnie ukazujące szersze tło niż serial Netflixa. Ciekawie było porównać obraz katastrofy wykreowany w serialu do tego przedstawionego w książce. Autor jest synem kapitana marynarki handlowej, co sądzę, że wpłynęło na przystępność odbioru książki i jej fachowość.
Nigdy nie interesowałam się katastrofami morskimi, ale mimo to reportaż mnie wciągnął, rzetelnie i dobrze napisany. Jednak nadal nie jest to moja ulubiona tematyka jeśli chodzi o literaturę faktu.
Reportaż tak dobry że nawet zrozumiałam o co chodzi, a o statkach nie wiem nic :) Opisy morderstw w kryminałach to pikuś przy tym co można tu przeczytać z relacji minuta po minucie z momentów katastrofy. Przerażająceeee
Bardzo kompetentny reportaż, choć czegoś w nim mi brakuje. Na pewno styl mógłby być lepszy, na pewno też możnaby bardziej szczegółowo omówić sprawy, teorie. Tutaj jest miejscami trochę misz-masz, po pół strony o każdej sprawie, i trochę mam wrażenie zarysu zamiast dobrej analizy. Co nie zmienia faktu, że jest to dobra pozycja, super przypomina o sprawie i ją omawia, a rozdział z rekonstrukcja samej katastrofy, że szczegółowa chronologia (na ile to możliwe), najlepszy.
Książka tragiczna i dojmująco smutna, ale też niezwykle frustrująca przede wszystkim we fragmentach dotyczących procesu. Autor przybliża nam co działo się z Heweliuszem przed ostatnim rejsem, przedstawia przebieg tragedii, a następnie śledztwa, kończąc na fragmentach poświęconych wrakowi (tych, jak dla mnie, mogłoby być więcej). Można wiele wniosków wyciągnąć z tej książki, ale najgorszym jest chyba ten, że można było tej tragedii uniknąć. Do tego wszystkim znany schemat: zaniedbania, tragedia, krętactwo i uciekanie od odpowiedzialności. Kawał dobrego reportażu i kawał dobrej roboty wykonanej przez autora.
były mojej mamy naprawdę zaslayował z tą książką lol. jako osoba wychowana w szczecinie o heweliuszu słyszałam dużo, ale zawsze mało konkretnie, ale dopiero teraz rozumiem pełną wagę sytuacji. lektura obowiązkowa dla wszystkich polaków znad morza i lowkey generalnie polaków, bo jak obiecuje zapowiedź na okładce, to też w dużej mierze opowieść o potknięciach młodego państwa w latacj 90. miałam wrażenie, że końcówka zmierzała do znacznie większego wyjawienia, ale w sumie i tak sporo nowych rzeczy zostało wyjawionych po drodze (za to ta jedna gwiazdka). scena samej katastrofy dała mi materiału na koszmary na kolejne wiele lat i zdecydowanie pogorszyła mój lęk przed statkami... fenomenalnie napisana. he ate that
„Heweliusz. Tajemnica katastrofy na Bałtyku” to świetny reportaż pokazujący jak wciąż wiele niewiadomych wpływa na optykę tego, co wydarzyło się na morzu tego felernego 14 stycznia 1993 roku. Wielu czytelników zapewne ciekawi ile serial ma w sobie z prawdy, a ile z fantazji scenarzystów na potrzeby serialowej adaptacji. Koniecznie odsyłam Was do książki, ponieważ serial jest luźną fabularną wersją tego, co się wydarzyło naprawdę.
Zadworny nie stawia na dramatyzm, ale szczegółowy realizm, odtwarza z wszystkich dostępnych mu źródeł przebieg katastrofy z uwagą do wszystkich skrawków tej tajemniczej historii. Piekielnie podoba mi się reporterska rzetelność i podkreślanie co jest domniemaniem, co jest kłamstwem, co jest jedynie poszlakowe, a co nigdy nie rozwiązane.
Praca reporterska Adama Zadwornego to odzwierciedlenie zagmatwania tej historii, autor dociera do tysięcy stron akt, dokumentów i ludzi, pisze z szacunkiem, nie zakleja niewiadomych zgadywankami czy własnymi teoriami. Pokazuje czego się dowiedział, jakich dokumentów nigdy nie odnalazł, przyznaje z kim nie udało się porozmawiać albo kto nie powiedział mu niczego, co by wniosło coś rozstrzygającego do sprawy. Nie pomija też losu bliskich, ich bólu oraz historii zwykłych ludzi.
To, co zasługuje również na uwagę, że podobnie jak serial, książka stara poruszyć się też wątki, moralne, wskazuje na wady systemu, oszczędności, niedomówienia, które niejako są odzwierciedleniem lat 90. To ważne, by nie snuć domysłów ani wydawać osądów w sprawie zatonięcia statku, które wzbudzało i wciąż wzbudza tak wiele kontrowersji. Można stworzyć fabularny serial i obejrzeć go na Netflixie z zapartym tchem, by pochwalić aktorstwo i rozmach produkcji, ale dla ciekawych faktów, trzeba sięgać po takie książki jak ta Zadwornego, by zmarli, zaginięci, ocalali i rodziny otrzymali chociaż od odbiorców tej historii zalążki godności.