Maja Lidia Kossakowska was a Polish fantasy writer whose first publication was in 1997. She was nominated eight times for the Janusz A. Zajdel Award for her short stories and novels, and received it in 2007 for the short story Smok tańczy dla Chung Fonga. She has also received several other awards. She was best known for using angel themes in her work. She was the author of five books and many short stories.
6,5/10 Ta pozycja podobała mi się o wiele mniej, niż poprzednie części tej serii. W pewnym momencie nie miałam już pojęcia, o co chodzi w tej książce. Dodatkowo jest ona sztucznie rozciągnięta, mimo że nie jest to wcale najdłuższy utwór z tej serii. Te same informacje można było zawrzeć w stu stronach.
Ogólnie oceniam bardzo pozytywnie 🙂↕️ Przyjemnie się czytało. Muszę jednak przyznać, że wątek ucieczki Daimona po nieudanej próbie zabrania gwiazdy zakłady ciągnął mi się jak cholera, a najbardziej ucieczka motorem to już w ogóle był jakiś kosmos. Nawet nie będę się rozwodzić nad jego powrotem na ziemię po tej ucieczce bo nawet nic nie zrozumiałam z tego całego przejścia...
Nie jest za dobrze. Do pierwszej części serii, "Siewcy wiatru", też miałam swoje uwagi. Ale doceniałam ją za ciekawy koncept, wciągającą treść, łatwych do polubienia bohaterów, humor, nawiązania, no i za kunszt pisarski. Ta część mnie po prostu rozczarowała. Mam wrażenie, jakby została napisana przez kogo innego. Autorka wyczerpała pulę aluzji biblijnych, zaczyna się powtarzać, a żart staje się toporny. Bohaterowie zachowują się jak zupełnie inni ludzie, to znaczy aniołowie. Asmodeusz, mój wcześniejszy ulubieniec, nagle sobie ubzdurał, że będzie pomieszkiwał na Ziemi i zabiegał o względy przypadkowo poznanej kobiety. Nawiasem mówiac, Kossakowska nadal za grosz nie potrafi wykreować bohaterki, która byłaby chociażby znośna. Pozostałe postaci również sprawiają wrażenie odległych, odmienionych. Nawet do siebie wzajemnie zwracają się inaczej niż do tej pory. Zupełnie jakby autorka nagle zmieniła zdanie w wielu, mniej i bardziej istotnych, kwestiach. A czytelnik ma się z tym po prostu pogodzić. Na pochwałę zasługuje natomiast kreacja Lucyfera - Pan Głębi staje się pełnowymiarową, wartościową postacią, z którą można współodczuwać, której można współczuć lub ją ganić w myślach. Najważniejsze jest jednak to, że zmusza czytelnika do refleksji. Kolejną mocną stroną książki jest wątek głównego bohatera, Daimona. Okazuje się, że bez irytującej anielicy u boku całkiem spoko z niego gość. Targany rozterkami, osamotniony, opuszczony przez przyjaciół, zaszczuty przez wrogów spotyka na swojej drodze anioła bardzo niskiej rangi, stróża kotów. To w nim znajduje oparcie, którego nie dali mu jego świetliści przyjaciele. Dobrze poprowadzony wątek, który sprawił, że wreszcie zaczęłam pałać sympatią do Anioła Zagłady.
Pan odszedł. Królestwem rządzi Gabriel, wraz z własną świtą. Mrok został odegnany, a Daimon Frey zabija nudę i wewnętrzne żądzę bijąc się na arenie. Nagle jednak Stwórca postanawia przedstawić mu kolejne zadanie. Ma zniszczyć jeden cel. Cel, który sprawi, że jego niedawni przyjaciele postanowią go powstrzymać. Wszelkimi metodami.
Niedawny bohater w krótkim czasie staje się banitą, ściganym przez całe Królestwo. Jest żołnierzem, nie magiem - popełnia błędy, które mogą go sporo kosztować. Po lekturze stwierdzam, że w Królestwie sprawy mają się jak niegdyś. Możni świata knują, a słabi kryją się w cieniu, próbując jakoś przetrwać.
Przyznam szczerze, że "Siewca Wiatru" to pozycja całkiem ciekawa, więc nie dziwi, że śp. autorka dała nam szansę powrotu w te strony. Niemniej mamy tu sporo fragmentów przegadanych, wytracających tempo, przez co miewałem momenty uzasadnionego znużenia. Całość nie ma też świeżości jak poprzednia część. Zdaje się zwyczajnie przyziemna.
Mam nadzieję, że drugi tom wyjaśni całą kabałę, a obiecujący finał dostarczy mi naprawdę niezłe starcie dwóch figur na tej szachownicy. Pierwszy tom jest niezły, ale i nieco przeciągnięty. W dodatku miałem wrażenie, że charakter pewnych postaci się nieco zmienił względem poprzednich historii (warto też przeczytać zbiór opowiadań, bo jest tu zaskakująco wiele nawiązań do historii tam zawartych).
jak dla mnie bomba. wciąż jestem wciągnięta w ten świat, wciąż bawię się świetnie i wciąż podśmiechuję się na żartach ("grunt to nie tracić głowy, powiedziała judyta do holofernesa"). niesamowicie podoba mi się to, jak jako czytelnik jestem w stanie wczuć się w niemal każdego bohatera, począwszy od biednego, sponiewieranego Daimona, poprzez targanego wątpliwościami Gabriela, a kończąc na osamotnionym Lucku którego z każdą chwilą poznajemy coraz bardziej i który jakoś tak popycha człowieka do rozmyśleń. no i Hariel, uwielbiam Hariela i jego koty!! troszkę rzeczy przesadzonych, ale mi to osobiście nie przeszkadza, ucieczka Daimona na motocyklu to była klasa, bawiłam się przednio. czy jest wybitna literacko? nie powiedziałabym. czy bawi? bawi. biorę się za kolejne części!!!
Książka podobała mi się bardziej niż Siewca Wiatru. Niby styl podobny, bo ta sama seria, ale było jakoś lepiej językowo i fabułowo. Opisywana historia podobała mi się zdecydowanie bardziej niż w Siewcy i nie było takich przeskoków w czasie, które mnie tam denerwowały. Wydaje mi się, że jest tutaj mniej infantylnych dialogów co też oczywiście jest na plus!
Muszę przyznać, czytając Zbieracza burz poczułam się mile zaskoczona (zwłaszcza wspominając moje nieudane spotkanie z Zakonem Krańca Świata), niemniej mam z nim jednak problem. Jedno jest pewne, aby zrozumieć niektóre wątki konieczna jest znajomość zarówno Siewcy jak i opowiadań (zwłaszcza Zobaczyć czerwień).
Na poziomie strukturalnym i językowym kontynuacja znacznie przewyższa "Siewcę" - fabuła toczy się płynniej i jest bardziej spójna, a czytelnika nie rażą "przeskoki" w czasie przedstawionym. Co najważniejsze chyba, każde wspomnienie archaniołów nie zawiera już, doprowadzających mnie do szału, wspominków o "włosach koloru antracytu" czy "szafranowych lokach". Niestety, w zamian większość scen zaczyna się od przypuszczeń i nagminne powtórzenia konstrukcji "kiedy jesteś", "gdybyś był" itp. w pewnym momencie zaczynają męczyć. Jedno trzeba autorce przyznać, doskonale potrafi oddać atmosferę poszczególnych scen - rytuał czarnomagiczny zieje grozą, a czytelnik sam przeżywa rozczarowanie Daimona czy nerwy Gabrysia.
Mnie niewątpliwie oczarowały liczne dykteryjki i nawiązania nie tylko do Biblii czy demonologii, ale także do np. Shakespeare'a (smaczek dla każdego miłośnika mitologii i dobrej literatury).
Sama fabuła zapewne wzbudzi wiele kontrowersji wśród miłośników Siewcy, bo w Zbieraczu znany czytelnikom świat został wywrócony przez autorkę do góry nogami - Królestwo, choć piękne i pełne rozrywek, teraz razi swoim przepychem, chorymi ambicjami i zostaje nawet wprost porównane do kloaki. Stare przyjaźnie i sojusze pękają, a granica pomiędzy dobrem a złem została zupełnie zatarta. Autorka znacznie głębiej wchodzi w psychikę postaci, które dzięki temu zyskują na wyrazistości i charakterze (choć to może nie przysporzyć im sympatyków). (Nie)Stety przy okazji charakter kilku bohaterów ulega drastycznym zmianom, a wytłumaczenie tychże czasem wydaje się nieco naciągane, ale niech każdy sam zadecyduje. Równie zaskakującym posunięciem wydaje się być przeniesienie ciężaru fabuły z politycznych intryg na sceny walk i pospolite mordobicie. Akcja jest wartka i trzyma w napięciu, ale chwilami drażni swoją "hollywoodzkością" i to nie koniecznie w tym dobrym znaczeniu (zwłaszcza razi szaleńcza ucieczka na motorze i walka w magazynie). Niemniej, jest ciekawie.
Jedno trzeba przyznać, 341 stron to za mało i trudno decydować, czy zmiany są na dobre czy na złe, pozostaje czekać na kolejny tom.
Historia mająca miejsce po 'Siewcy Wiatru' podobała mi się dużo bardziej niż opus Magnum pani Kossakowskiej. Może to dlatego, że wielcy aniołowie i demony stali się tutaj bardziej ludzcy? Że Daimon, wielki Burzyciel Światów jest przedstawiony jako sierotowata ofiara niesprawiedliwości niebiańskiej, która ledwo sobie radzi w życiu i popełnia durne błędy? Tak, to w dużej mierze wina tego; nienawidzę marysuizmu i widać że autorka podziela ze mną zdanie.
Dodatkowo, podoba mi się pióro pani Mai; pełne humoru, klimatycznych opisów i przede wszystkim jest lekkie jak anielska lotka, a całość czyta się błyskawicznie. Historia wciąga, mimo że to wciąż tylko czytadełko. Ale jakież!
Jak widać w załączonej książce, nie tylko ludzie mają problemy sami ze sobą. Z aniołami jest czasami nawet gorzej - zwłaszcza jak się jest Aniołem Zagłady dostającym zlecenie zniszczenia Ziemi nie wiadomo od kogo. Jeszcze część dawnych kolegów chce cię ukatrupić, a część uratować. A pomoc nadchodzi z nieoczekiwanej strony - od gościa, który nie jest nawet aniołem stróżem, tylko ptakiem niebieskim i miłośnikiem kotów.
Although the plot is constructed better here than it was in "Siewca Wiatru", I still cannot connect with any of the characters on any level, they don't get my interest at all. And, oh my God, I hate when writers try too hard with funny dialogues. I'm still going to read the last one in the series, but don't hold my breath.