Nagle oszalałe Sztuczne Inteligencje zniszczyły znany nam świat. Wędrujemy wśród gwiazd i w blasku supernowych toczymy wojny. Na ponurych planetach i ciemnych księżycach walczymy o artefakty sprzed Dnia.
Ale dziś spowiła nas mgła. Zimna, bezkształtna, kradnąca dźwięki kolory i dusze mgła. Skrywa przyjaciół i wrogów, zabiera nadzieję a w jej miejsce sączy strach. Ale my trwamy. Na rozkaz.
40 regiment Unii Europejskiej otrzymuje zadanie zabezpieczenia planety New Quebec. Już wkrótce okaże się, że wyszkolenie i honor nie ułatwiają wyborów, które wymagają ofiar i poświęcenia.
Twarde SF w mrocznym klimacie „Obcego”, tajemnicą rodem z powieści Philipa K. Dicka i bitwami w stylu Johna Ringo.
Zdecydowanie zbyt długa próba pokazania, że czasami cel uświęca środki i wymaga wielu nieprzyjemnych poświęceń. Szczególnie jeżeli w znacznej nie są to poświęcenia, które dotyczą nas osobiście, a innych...
Dzięki tej książce dowiedziałam się, że istnieją palniki do cięcia metalu pod wodą, więc nie mówię, że nic z jej lektury nie wyniosłam... Aha, nie było seksu więc 0,5 gwiazdki w dół.
Nie jest źle. Mamy kosmos, sztuczne inteligencje, multum postaci - i cel uświęca środki... . Sięgnę po następną, bo lubię space opery. Natomiast dla kogoś, kto chciałby tu głębi Lema, trzymania się dzisiejszej fizyki - no cóż, zawiedzie. Z pewnością jest to dobry kawałek militarnej sci-fi, nawet jeśli chwilami nuży.
Fajnie napisane, ciekawi bohaterowie. Jednak czasami dluzyzny sie pojawiaja a na sam koniec czlowiek ma juz dosyc, bo ile razy mozna udowadniac ze cel uswieca srodki? Oprocz tego fajna lektura
Książka wciąga jak "Bagno". Przeczytana w ciągu trzech dni, kosztem snu i jedzenia ponieważ nie byłam w stanie jej odłożyć. O ile zgodzę się z poprzednim recenzentem, że całość niesie dość jasne przesłanie, to ja osoboście nie odczułam prób moralizowania przez autora. Bohaterowie nie byli armią klonów, miałam szansę poznać ich motywacje, charakter i przywiązać się do nich. Opisy akcji, nawet jeśli były to z pozoru nudne patrole miały w sobie atmosferę napięcia, niczym dobrze nakręcony film. Być może mgła z "Bagna" wdarła się i do mojej świadomości, ale czytając o kolejnych potyczkach z jankesami nie mogłam się powstrzymać przed nerwowym zerkaniem za siebie. Jestem pełna podziwu, że autor był w stanie zmieścić to wszystko na 314 stronach.
Prawdopodobnie zabranie się za "Gambita" niedługo po "Echach", będących zbiorem opowiadań do Algorytmów Wojny, było moim największym błędem i drogo za niego zapłaciłam.
Po "Echach" miałam względem Algorytmów wymagania, których pierwszy tom zwyczajnie nie zdołał spełnić. Cały "Gambit" w zasadzie kręci się dookoła stwierdzenia "cel uświęca środki" i mniej więcej w połowie czuje się przesyt, dlatego łyknięcie jej na raz jest raczej trudne, nawet pomimo tego, że startowałam do niej na rozpędzie z opowiadań.
Nie znaczy to jednak, że jest on złą książką, bardziej przeciętną i dobrze ją potraktować swobodnie jako wprowadzenie do serii, i nie skreślać z miejsca.
Książka trochę chaotyczna. Nie wiedziałem gdzie jestem, co robię i po co. Początek w kosmosie i nagle znajdujemy się na planecie bagiennej bez żadnego powodu. Nic nie wiadomo. Potem za dużo opisów z powtórzeniami dziwnych akcji i interwencji żołnierzy. Podejście do cywili bardzo nierzeczywiste. Dopiero na końcu książki coś się wyjaśnia, ale to nie uzasadnia rozlazłej części o niczym w środku no i o co chodziło ze statkiem znalezionym na początku?
This entire review has been hidden because of spoilers.
Znajomy pożyczył - przeczytaj - mówi - ekstra space - opera. Może tym mnie nastroił, że zdecydowałam się pomarudzić. Jedna gwiazdka ekstra za polskie sci-fi, którego nigdy nie za wiele. A tu mamy aż za dużo - postaci, chwilami nie ogarnia się tego, co się dzieje na kartach książki - czuć mocno, że to debiut. Technika niby poszła do przodu, a w sumie jest niemal to samo co teraz. I niestety, na końcu nuuży.
Fajna książka, przyjemni bohaterowie, to znaczy tych kilku których poznaliśmy, z Wierzbą na czele. Wcale mi nie przeszkadza wrzucenie w środek konfliktu, nie do końca dokądź prowadzące walki, czy lekko zarysowane postaci, wszystko to wydaje się właśnie częścią wojny. W końcu zapominasz po co tu jesteś, każdy dzień jest taki sam, a ludzie po drugiej stronie są tacy sami jak ty, wiec obieranie stron nie ma sensu. Boli mnie tylko tak mało informacji o Dniu, bo właśnie dla takich rzeczy czytam sci-fi, chce wiedzieć co było tym wielkim Bum, które zmieniło świat, nawet jeśli tego nie potrzebuję. No i co jak co przydałoby się spędzić trocje więcej czasu z główną drużyną, żeby choć w połowie tak się do niej przywiązać, jak oni do siebie nawzajem. Ale ogólnie mila książka, nawet ze dwa razy się wzruszyłam i kilka razy zaskoczyłam.
Początek nudnawy, potem takie niby średniej klasy military SF, większość akcji dzieje się na jednej planecie, której głównymi atrakcjami są mgły, bagna i grzyby, ale w okolicach 3/4 zaczyna się rozkręcać i robić naprawdę ciekawie. Jeżeli miałbym ocenić "Gambit" jako osobną całość, byłyby trzy, może cztery gwiazdki. Ale jako początek większej serii - zdecydowanie pięć.
Mnóstwo bohaterów. Fajne profile psychologiczne. Sporo wojskowych technologii. Dużo podstępów, i to takich wielowartstwowych. Opisy przyrody raczej szczątkowe. Przaśny, wojskowy humor, sporo kurwolingwistyki (nie każdy lubi - mi nie przeszkadza, dobrze rzucone mięcho, zwłaszcza w wojskowym gronie, brzmi całkiem naturalnie).
Głębia.Skokowiec podobała mi się zdecydowanie bardziej - tutaj jednak mamy już bardzo mało science, bardzo dużo przegadanej fiction i zdecydowanie za dużo postaci, które nie zawsze ogarniają to, co się dzieje. Trochę za dużo chaosu, za mało konkretnych działań. Bardziej mi się to kojarzy z takim fantasy-fiction. Z drugiej strony - nie jest tak źle. Dostajemy duży, przemyślany świat, technologie aż tak niewyprzedzające przyszłości ( no ale to tylko 200 lat ), ciekawą wariację polityczną na temat przyszłości. Przy tej niezbyt dużej reprezentacji space-oper po polsku, ta nie jest zła
Chyba już parę razy to pisałem, ale muszę się powtórzyć: uważam, że pisarz nie powinien debiutować cyklonem. Napisz jedną, dwie samostojki – po prostu: naucz się pisać – i dopiero potem bierz się za cyklona. Owszem, są tacy, którzy zaczynają z wysokiego C, ale to raczej wyjątki.
Niestety, Cholewa wyjątkiem nie jest. Gambit to bardzo słaba książka.
It's already 6books into this series, and 1st one is considered the weakest, so im here for a treat as I really liked it, and if it only gets better than cant wait for following chapters.
It's war/combat/army s-f. If anybody likes this sort of thing should enjoy it.
I don't have to much mileage in that particular sort of s-f, but was well into story, and can truly recommend this book to any war s-f readers.
No więc trochę jest to taki hard SF porn, ale bardzo solidnie napisany. Z drugiej strony pachnie Wieczną Wojną Hadelmana.
Z minusów: czasami trochę drewniane sformułowania, sprawiające wyrażenie że całość jest tłumaczona z angielskiego oraz patronizujący pseudonim jednej z bohaterek. Ale dobrze się czytało. :)
Mocną stroną są bohaterowie. Dobrze skrojeni, wyraziści - można ich lubić, albo i nie - ale wzbudzają emocje. Historia może wymagałaby pewnych szlifów, ale to w końcu operacja wojskowa...
Ciężko mi ocenić tę książkę. Czytam sci-fi i fantastykę, ale w opisie ujrzałem frazę "sztuczne inteligencje" i stwierdziłem, że muszę to przeczytać. Opis nie wydawał się specjalnie fascynujący, szczególnie fakt, ��e mamy tu do czynienia z fantastyką militarną.
Niestety miliatariów to jest tutaj za dużo. Ciągle są jakieś niesnaski na linii dowództwo-podwładni, jakieś dłużyny z dylematami bohaterów.
Bohaterowie tej książki są pokazani bardzo, bardzo, bardzo płytko. Wprowadzani są z prędkością karabinu maszynowego, większość jest nie do odróżnienia, albo są oni opisani jedną cechą. Mamy tu głównie do czynienia z ksywami, z czasem poznajemy ich prawdziwe imiona. Ale dalej postacie są zbyt słabo rozbudowani.
Przez 3/4 książki strasznie się męczyłem.
Głównym bohaterem (o ile można go tak nazwać) jest Marcin Wierzbowski szeregowy w 40tym regimencie unii europejskiej. Mają misję zabezpieczenia pewnej planety. Walczą z amerykanami o ten teren. Wątek Wierzbowskiego zaczął mnie obchodzić w ostatniej 1/4 książki i został ucięty. Końcowy akt jest tak durny, tak niepotrzebny i sposób w jaki ta książka się kończy jest według mnie idiotyczny. Podobno drugi tom jest lepszy, dlatego z chęcią sięgnę.