W tej rozpisanej na wiele głosów prozie, której bohaterami są mieszkańcy pewnej nadbałtyckiej osady, przyglądamy się małym i wielkim apokalipsom, lokalnym i globalnym końcom – życia, przyrody, rzeczywistości w znanej dotąd postaci. Końcom powtarzalnym, jak jesienna zagłada tysięcy wyrzucanych na brzeg meduz, i zawsze niewczesnym, jak śmierć kogoś bliskiego. Wreszcie – strategiom przetrwania w obliczu kryzysu i permanentnego stanu wyjątkowego.
Powieść Ingi Iwasiów, przypominająca raport z oblężonego świata, niepokoi, bo diagnozuje nasze lęki, zaskakuje, bo podsuwa co rusz inny punkt widzenia, a jednocześnie dodaje otuchy, bo dopuszcza możliwość, że w kresie zawiera się nowy początek.
"Późne życie" okazało się być udanym pierwszym spotkaniem z prozą Ingi Iwasiów. Jest to wiarygodny zbiór głosów różnych osób mierzących się z sytuacjami granicznymi, napisany stylem spod znaku „prosty a piękny”. Delikatny zwrot w stronę niesamowitości możne niektórych delikatnie skonfundować, ale mnie przypadł do gustu i wymiar nowy przydał interpretacyjny.
miała potencjał, przyciągając tajemniczością i momentami pięknym językiem, ale przeszkadzają mi niedokończone historie, nierozwianiete a ciekawe wątki, po ciekawych i wciągających fragmentach przychodzą te po prostu nudne, po inspirujących i wspaniałych strumieniach świadomości bohaterów przychodzą fragmenty o niczym, chyba brakuje mi wrażliwości żeby się zachwycić
Przedziwna opowieść, jak sen lub halucynacja. Postapokalipsa bez ofiar, histerii i krzyku, po prostu świat dogasa powoli, zamiera, a ludzie w pozornej tymczasowości trwają. Nie wiadomo, co się stało. I zupełnie nie jest to ważne. Rzeczywistość gaśnie. A wszystko to z perspektywy kilku osób, które mieszkają w nadmorskiej osadzie lub utknęły w wielkim Hotelisku, które miało być atrakcją, ale szczyt sezonu przerwał koniec świata. Wielość możliwych odczytań tej historii do tej pory rozsadza mi głowę. Bo może to tylko czyjś sen? Może to wizja zaświatów? Bohaterowie przedziwni. Myślałam nawet, że może oni po prostu nie żyją i nie wiedzą o tym. A wszystko to opisane bardzo wizyjny językiem i snującą się frazą. Bardzo introwertyczny świat, bardzo nieoczywisty, świat, z którego nikt nie umie się wydostać.
2.5 aka meh. Migawki z żyć ludzi – modelowo przeciętnych, nijakich, tak że ich historie wlatywały jednym uchem, wylatywały drugim. Nawet nie zauważyłam, kiedy się skończyły. Powiedziałabym, że książka językowo dość zręczna, gdyby momentami nie przebijały się tak wyraźnie drętwe próby brzmienia młodzieżowo i na czasie. Choć może to kwestia lektorki, bo słuchałam w audiobooku. W każdym razie nie wyszło to najlepiej.
Życie małej społeczności nad brzegiem morza. Polifoniczny wielogłos, wieloobraz bohaterów, których życie rozbite jest na dwie części. Tu i teraz, czasem wesoło, szczęśliwie, częściej smutno i nostalgicznie oraz na świat marzeń, rzeczywistość snucia planów, wyobrażeń, wymyślania na nowo swojego życia, snucia scenariuszy alternatywnych, tęsknoty za tym co niespełnione, utracone, niedopełnione. Domek z widokiem na morze to nie tylko dobre miejsce do snucia takich refleksji, ale również wyraz ucieczki przed światem; jego konsumpcjonizmem, wyścigiem, drapieżnością, obłudą i ułudą. Tu ten świat zdaje się być prostszy, jaśniejszy, bezpieczniejszy, wolniejszy, a przede wszystkim wyrozumiały. Morze, które trwa, było, jest i będzie, nie ocenia, nie wartościuje, przyjmuje ich takimi, jakimi są. Ale jest też H`otelisko, a nim pokój z widokiem na morze, w którym świat zdaje się być odwróceniem porządku tego pierwszego. Bohaterowie książki są wyraziści, dają się lubić, budzą sympatię. Narracja w formie monologów wewnętrznych otwiera zupełnie inne spojrzenie na przedstawione historie. A świat, w którym żyją, jego sielskość, sentymentalność, piękno wywołuje żal, iż tam się nie jest. Czym zatem jest późne życie? Czy sytuacja graniczna dla bohaterów Osady jest odkryciem, że można było przeżyć swoje życie inaczej? A może późne życie bohaterów H`oteliska to miraż, czegoś co zupełnie nie jest prawdziwe? Inga Iwasiów rozmywając czas i miejsce wydarzeń (choć nietrudno domyśleć się nawiązań), tworzy paraboliczną opowieść o egzystencji współczesnego człowieka. I może to jest odpowiedzią na interpretację tytułu? Na pewno jedną z kilku.
Jako powieść, czy tez zbiorek różnych opowieści, miała swoje lepsze i gorsze momenty. Bez wątpienia ciekawsza jest jej pierwsza część, czyli Osada, bo tam faktycznie czuć, jakby weszło się do jakiejś niedużej nadmorskiej popandemicznej społeczności. I bohaterowie są naprawdę nietuzinkowi, ale jednocześnie całkowicie zwyczajni (Wiktor skradł moje serce). Druga część, o osobach, które zniknęły, ale tak właściwie nie zniknęły, trochę bardziej monotonna i miałam wrażenie, że już nigdzie nie zmierza :(
Inga Iwasiów jest erudytką, wykształconą, elegancko piszącą autorką. Panuje nad frazą, nad kompozycją, nad wątkami i tematami. I przy okazji jest okropną nudziarą XD i to nawet nie jest jakiś duży zarzut, może tylko taki że "Późne życie" jest wyprane z emocji, wypreparowane. Niektórzy już tak mają. Nie wszystkie książki Iwasiów takie są, ale ta taka jest. Ma super ciekawy temat, ciekawą kompozycję, odniesienia do kultury, a jednocześnie jest po prostu nudna.
Wielogłosowa opowieść o mieszkańcach małej osady nad morzem, w obliczu jakiegoś końca. Nie wiadomo, co się stało, wiadomo natomiast, co myślą i czują bohaterowie. Powolna, klimatyczna, refleksyjna.
Kalejdoskopowa, mistyczna narracja małych apokalipsa rozkładająca się kilku bohaterów rozrzuconych po nadbałtyckiej miejscowości. Powieść wymaga od czytelnika skupienia, by nie umknął żaden szczegół tak bogato rozpisanego świata. Książka, która pochłania swoim niespokojnym klimatem końca wszystkiego. Przerwy w dostawie internetu, przerwy w relacjach, niedostatki wszystkiego. Trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie jest powieść wyłącznie o schyłku świata, jakiego znamy, tylko o schyłku, który drzemie w każdym z nas. Tytułowe „późne życie” jedynie skłania nas do jego wybebeszenia, skłania ku refleksjom prowokowanym przez rozpad otaczającego nas świata.