Pisarz-samouk, poeta, a z zawodu kamieniarz. Postać już dzisiaj kultowa. Pamiętamy go przede wszystkim jako aktora, choćby z "Rejsu" Piwowskiego, "Jak to się robi?" czy "Wniebowziętych" Kondratiuka. Pamiętamy jego twarz, pamiętamy jego zachrypnięty głos. Trochę zapomnieliśmy tylko o jego twórczości literackiej. A przecież jak pisze Tadeusz Konwicki: Himilsbach jest ozdobą naszej literatury...
Ależ zaskoczenie! Zupełnie inne oblicze znanego mi Himilsbacha. Opowiadania dobre, zgrabnie napisane, choć dotykają szarego życia prostych ludzi. W głównych rolach przede wszystkim mężczyźni, prości ludzie, często po przejściach. Do tego "surowa" codzienność, która nie rozpieszcza bohaterów, bywa, że skłania do "kombinowania" jednak z różnym skutkiem.
To jest niewiarygodne, że Himilsbach jest znany z paru śmiesznych ról, a nie z tego, co napisał. Opowiadania pisane językiem całkiem nie takim jakiego oczekujemy od znanej nam postaci filmowej. To dość spore zaskoczenie. A i teść nie odbiega od świetnej formy. To są niezłe opowiadania osadzone w Polsce lat trzydziestych i PRL, często zabawne, czasami z przesłaniem. Taki nasz London.
Przede wszystkim zaskoczenie. Własnym brakiem czujności socjalistycznej. Całkiem umknął mi fakt działalności pisarskiej Himilsbacha. Znałem go wyłącznie jako naturszczyka grającego w filmach role meneli. A tymczasem buch! - to był wrażliwy pisarz, posługujący się literacką polszczyzną, a jego kreacje filmowe musiały zatem być wypracowaną, świadomą i świetną grą aktorską. Chapeau bas! Autor był równocześnie autentycznym alkoholikiem (Bukowski też, więc nie jest to per se literacko naganne), kamieniarzem i pisarzem samoukiem. Uczył się też na Uniwersytecie Marksizmu-Leninizmu i należał do partyjnej przybudówki PZPR. Czy po latach ta informacja ma znaczenie? W ‘Umyśle zniewolonym’ Miłosz pisze, że o ile jakiś twórca chciał pozostać w kraju, to po prostu musiał kolaborować. I tak było. Wajda był członkiem PPR i PZPR. Hłasko i Tyrmand też wcześniej umacniali socjalistyczną władzę, fałszywie ukazując trudne, ale jednak znośne i optymistycznie jakby normalne realia ówczesnych czasów. Co prawda robili to tak subtelnie, że nawet po latach fajnie się ich czyta. Dlatego też, czytając Himilsbacha zacząłem się zastanawiać nad jego motywacjami. Czy te opowiadania to jakieś propagandowe produkcyjniaki? Może częściowo, ale nie do końca. Autor przemyca w nich elementy, które nie mogły zachwycić cenzury. Przede wszystkim naturalistycznie i z autopsji opisuje środowisko ciężko pracujących i ciężko chlejących wódę ludzi. Można mu wybaczyć jego flirt z władzą ludową. Kto jest bez winy, niech pierwszy rzuci kamieniem. Te opowiadania da się czytać, lecz mnie nieco nużył ich toporny styl, częsty brak pointy, rozlazłość formy. To jednak nie jest Stasiuk, ani Marcin Kołodziejczyk, też biorący na warsztat zapitą Polskę peryferyjną. Według mnie postaci Himilsbacha wypowiadają się na ogół zbyt poprawnym literackim językiem. Być może jest to świadomy zabieg autora dla demarginalizacji bohaterów swoich opowiadań. Tym niemniej Himilsbach całkiem trafnie przypomina czytelnikowi te przaśne realia – przekupnych milicjantów, obleśnych restauracji, badylarzy, itd. Jest to mimo wszystko interesujący zapis czasów, których ja przynajmniej nie wspominam z sentymentem.