Polish writer. She graduated from the Faculty of Oriental Studies at Jagiellonian University with a specialization in Arab Studies. After graduation she came back to Katowice, where now she works in tourist office. Member of a Silesian Fantasy Club. She made her debut in April 2004 with a short story Diabeł na wieży, which was published in a Science Fiction magazine. She was writing movie and book reviews for web magazine Avatarae. Today she writes for Esensja. In July 2005, her short stories about Domenic Jordan were published in a collection entitled Diabeł na wieży by Fabryka Słów Publishing. Her full lengh book debut was a novel Miasto w zieleni i błękicie.
Cóż, trochę głupio kiedy po x latach zbierasz się w sobie, nadrabiasz cykl - i okazuje się, że mógł być spokojnie jedną książką. W pierwszym tomie prawie nic się nie działo, w drugim i trzecim to się poprawiło - ale fabułę wciąż można było skondensować w jednej dobrej powieści. (Obstawiam, że za rok już nie będę w stanie fabularnie rozdzielić tomu 2 i 3 - a to nie jest najlepszy znak).
Skończona trylogia. Dość przygnębiający koniec, w którym ludzie zostali wykiwani. Przykre to. Ale całą historię oceniam bardzo dobrze. Jak dla mnie dobrze zbudowany świat, plastycznie przedstawione postaci, trzy części pozwoliły na zbudowanie przekonujących postaci.
Świat stworzony przez Annę Kańtoch jest fantastyczny. Okrutny, straszny i oniryczny, więc wybaczam mu nawet pewne nieścisłości. I to świat przedstawiony podobał mi się najbardziej. Bohaterowie byli tak obcy, że nie polubiłam nikogo i właściwie nikt mnie emocjonalnie nie obchodził. Co nie zmienia faktu, ze śledziłam akcję z zapartym tchem, a w książce naprawdę wiele się dzieje. Co prawda, czasami byłam już zmęczona ciągłymi cliffhangerami, ile można trwać w niepewności? Zakończenie z jednej strony mnie oczarowało, z drugiej rozczarowało. Doceniam pomysł i cieszę się, że Autorka postanowiła nie korzystać z ogranych motywów. Moim zdaniem, Przedksiężycowi powinni być wydani jako jeden tom. Ja przeczytałam całość od razu, ale jeśli ktoś zrobi sobie przerwę, może nie docenić dzieła. A szkoda, bo to jedna z lepszych książek, jakie czytałam w tym roku i gorąco zachęcam do przeczytania, nawet jeśli nie jesteście fanami sf.
Annę Kańtoch znałam z innych książek, ale Przedksiężycowych nie mogę z nimi porównać. Powiem szczerze, pierwsza część mnie nie zachwyciła - stworzony świat Lunapolis był niezwykle interesujący, ale losy bohaterów nie były szczególnie wciągające. Kontynuowałam czytanie zachęcona recenzjami, że właśnie całość jest warta uwagi.
Sam zamysł świata jest niezwykły, ale aż prosi o jeszcze więcej ekspozycji (co z drugiej strony też miałoby wady). Aż żałuję, że po internecie nie ma żadnych fanowskich wizualizacji jak mogłoby wyglądać miasto.
Trzecia część jest zdecydowanie najlepsza, kawałki układanki zaczynają w końcu do siebie pasować. Jednocześnie kilka rzeczy jest specjalnie niedopowiedziane, aby czytelnik mógł wierzyć w co chce.
Gorąco polecam osobom, które lubią nieszablonowe fantasy. Sugeruję czytanie książek szybko jedna po drugiej i zwracanie większej uwagi na imiona w interludiach niż ja to zrobiłam ;)
Meh. Ani ziębi ani grzeje. Lepsze niż dwa pierwsze tomy, gorsze niż można by się było spodziewać po kulminacji trylogii. Sam pomysł jest fantastyczny, ale w wykonaniu zabrakło tego czegoś co przykuwa uwagę- cala trylogię czytało się praktycznie jak podrecznik.
W jednej z wcześniejszych recenzji porównałam cykl Anny Kańtoch do dobrego obiadu. Tom pierwszy miał być przystawką, drugi – daniem głównym, a zwieńczenie cyklu – wyśmienitym deserem.
Dzisiaj zmieniam zdanie – to nie jest dobry obiad. Wyśmienity posiłek powinien składać się z wielu współgrających ze sobą elementów, musi być doprawiony pasującymi do niego przyprawami, a także wzbogacony dobranym do dania odpowiednim winem. Przedksiężycowi spełniają wszystkie powyższe warunki, ale po lekturze trzeciego tomu ta analogia przestaje oddawać w pełni złożoność serii. Musiałam poszukać innego porównania, bardziej adekwatnego do tego, co czułam po zamknięciu książki. I znalazłam.
Dzieło Anny Kańtoch jest podobne do doskonale działającego mechanizmu wykonanego z iście zegarmistrzowską precyzją. I jak każdy mechanizm składa się z dziesiątek różnych, na pierwszy rzut oka dziwnych elementów, poszczególne części trylogii zawierają, mogłoby się wydawać, w żaden sposób niepasujące do siebie fragmenty fabuły, które złożone w jedną całość tworzą spójną i interesującą historię.
Przebudzenie zbliża się wielkimi krokami. Nikt nie wie, jak będzie wyglądać rezultat całego procesu, tak jak nikt nie zdaje sobie sprawy ze zmian, jakie to wydarzenie wprowadzi w ich życiu. Nie wiadomo, kto dotrwa do oczekiwanego finału i jakimi prawami rządzi się dobór osób mających dostąpić tego wielkiego zaszczytu. Kaira i Finnen za wszelką cenę próbują zapobiec Przebudzeniu i podżegają do buntu przeciw Przedksiężycowym. Przy okazji zamierzają popsuć szyki ojcu dziewczyny. Daniel Pantalekis nadal mieszka i współpracuje z Brin Issą, a kapitan Tellis, przebywająca w odrzuconych wersjach miasta, próbuje rozwikłać zagadkę tego ostatniego. Wszyscy oczekują nieuchronnego, a zegar nieubłaganie tyka.
Ponieważ poszczególne tomy nie są dla mnie w żaden sposób całością, pozwolę sobie wkleić moje wrażenia z lektury całości przy wszystkich trzech.
Korzystając z bardzo miłej promocji i pamiętając, że koleżanka kiedyś "Przedksiężycowych" polecała, kupiłam w ciemno tom pierwszy, przeczytałam początek, zaryzykowałam i dokupiłam tomy drugi i trzeci. To była doskonała decyzja. Najlepiej czytać je jeden po drugim, bez dłuższej przerwy.
Zabawne, chyba żaden z bohaterów, może z wyjątkiem Tellis, nie wzbudził we mnie cieplejszych uczuć, a ich los był mi obojętny. Ani też żaden z bohaterów nie zaintrygował mnie w mniej pozytywny sposób. Normalnie dyskwalifikowałoby to lekturę. Ale tutaj jest Lunapolis. Fascynujące Lunapolis, Lunapolis, które chciałam poznać jak najdokładniej, którego przeznaczenie chciałam znać już, teraz, jak najszybciej. Jestem zachwycona. Pod wielkim wrażeniem. Oczarowana. Jedyne moje zastrzeżenie to to, że oczekiwałam po zakończeniu odrobinę więcej. Drobne zastrzeżenie, nie przekreślające absolutnie całokształtu.
Bardzo dobra fantastyka. Dodatkowy plusik za to, że z Polski.
Fabuły streszczać nie będę, bo do blurbu wydawniczego sięgnąć może każdy, natomiast co do treści... Nie mam większych zastrzeżeń. Nie jest to, oczywiście, traktat filozoficzny ani arcydzieło zasługujące na dziesięć gwiazdek, jednak w porównaniu do wydawanej ostatnio polskiej (S)-F odstaje, zdecydowanie. Na plus.
Autorka wprawnie żongluje ponurym, miejscami wręcz dekadenckim klimatem Księżycowego Miasta i buduje postacie o wiarygodnym rysie psychologicznym, czego w niektórych książkach niestety na próżno szukać. Wielkie brawa za włożony w to trud! Pierwszy tom "Przedksiężycowych" przeczytałam szybciej, niż ustawa przewiduje, a kolejne zamierzam pochłonąć bez żadnych przystanków po drodze. Aktualnie skończyłam całą serię i mogę podpowiedzieć, że warto sięgnąć po kolejne części i Kańtoch nie zawodzi, stawiając poprzeczkę naprawdę wysoko. Tom drugi przez momencik reprezentuje trochę nierówny poziom, potem jednak rzecz wraca do normy. Nie przeszkadza mi nawet to, że podejmuje temat istot w oczywisty sposób nadnaturalnych, czego z równą gracją nie umie zrobić, na przykład, Kossakowska ze swoim "Siewcą Wiatru". Być może później się wyrobiła, nie wiem. Ale ja nie o tym...
Widzę w "Przedksiężycowych" trochę inspiracji VanderMeerem (tak - szukałam czegoś podobnego już od miesięcy) i, naprawdę odrobinę, Miévillem. Obu tych panów uwielbiam, więc dopisuję to do zalet cyklu.
Warto po niego sięgnąć. Miłośnicy nieco ambitniejszej fantastyki nie będą rozczarowani.