Klienci wściekli na mBank. Tak podkręcił warunki darmowości kart, by stały się pułapką?

Przyzwyczailiśmy się już do tego, że większość zer w bankowych tabelach opłat i prowizji to zera warunkowe. Jeśli konto jest darmowe, to często pod warunkiem systematycznych wpływów, albo tylko wtedy, gdy weźmiemy jednocześnie kartę debetową. Plastik z kolei jest bezpłatny tylko jeśli jest używany. W niektórych bankach wymogi darmowości są surowe, oj surowe... Każdy bank, który na początku daje klientom wszystko za darmo, w końcu nie wytrzymuje i zaczyna wprowadzać warunkowe prowizje. Niektórzy wytrzymują dość krótko... Podobne realia w większości banków zaczynają dotyczyć kart kredytowych. Można nie płacić rocznej opłaty za kartę (a to przeważnie kilkadziesiąt złotych rocznie, dla prestiżowych kart nawet kilkaset złotych), o ile plastik nie leży odłogiem. Wymogi banków najczęściej koncentrują się na koniecznej do "wykręcenia" liczbie transakcji lub ich sumarycznej wartości. Są też banki, które dają klientom do wyboru - albo zapłacisz kartą raz a dobrze, albo wykonasz więcej niewielkich transakcji. Niektóre banki wymagają "wykręcenia" limitów w każdym miesiącu z osobna, inne sprawdzają saldo raz w roku, naliczając roczną opłatę lub nie.



Czytaj też: Gratka na wakacje? Inteligentna karta. Sama wie jaką walutę ma pobrać z konta



Sęk w tym, że dla wielu z nas karta kredytowa nie jest instrumentem płatniczym pierwszego wyboru, lecz raczej rezerwowym plastikiem w portfelu, zarezerwowanym dla większych zakupów. Na codzień wyjmujemy z portfela debetówkę, a jak przyjdzie jakiś większy wydatek (zakup wycieczki zagranicznej, ubezpieczenie samochodu, zakup mebli), wtedy sięgamy po kredytówkę jako względnie tanią odmianę pożyczki gotówkowej. Zgodnie z prawem oprocentowanie wykorzystwanego limitu w karcie kredytowej (i nie spłaconego w tzw. okresie bezodsetkowym) nie może przekraczać 10% w skali roku. W niektórych bankach wciąż za niewielką opłatą można rozłożyć kartowe zakupy na raty i tym samym sporządzić sobie finansowanie znacznie tańsze od zwykłego kredytu gotówkowego. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie te cholerne limity. Niektóre banki naprawdę dają pod tym względem czadu, zachowując się tak, jakby chciały urządzać na posiadaczy kart kredytowych regularne polowanie.



kartambankOstatnio dostałem dużo e-maili od klientów mBanku wściekłych na wchodzący od 1 lipca wymóg bardzo intensywnego używania kart kredytowych. Wysyp protestów wynikał zapewne z tego, że na początku czerwca mBank przeprowadził kampanię informacyjną przypominającą klientom o zbliżających się zmianach (po raz pierwszy zapowiedział je w kwietniu). Jak widać, dopiero teraz wielu posiadaczy mBankowych "kredytówek" zdało sobie sprawę z grozy sytuacji. Limity kwotowe co prawda się nie zmieniły (w zależności od karty wynoszą od 12.000 zł rocznie do 24.000 zł rocznie), ale jeśli ktoś ich nie zdoła przekroczyć, to do tej pory mógł "uratować się" przed opłatą roczną za kartę (w wysokości co najmniej 70 zł), wykonując 120 transakcji rocznie o dowolnej wartości. Teraz ten ostatni limit zostanie podwyższony do aż 240 transakcji, co oznacza, że jeśli ktoś nie "przepuszcza" przez kartę kredytową obrotów rzędu 1000-2000 zł miesięcznie (to sporo), będzie musiał przeciętnie raz dziennie, licząc dni robocze (20 razy w miesiącu) zapłacić kartą w sklepie. W przypadku popularnej karty kredytowej World MasterCard wzrośnie też kara za niewykonanie limitów - z 200 zł do aż 350 zł!



Klienci chyba słusznie mają za złe przymuszanie ich do używania konkretnego plastiku. Co innego jeśli bank daje klientowi do wyboru różne instrumenty płatnicze i po prostu zarabia na tym, że klient tych instrumentów używa, a co innego jeśli bank zaczyna na siłę zmieniać nawyki konsumentów. Jeśli ktoś zawsze traktował kartę kredytową jako żelazną rezerwę, wykorzystując do krótkoterminowej pożyczki na większe wydatki, a teraz każe mu się płacić tą kartą za bułki i mleko w spożywczym, to taki klient może się na bank obrazić. Bank nawet rozumiem, od obrotów na kartach kredytowych dostaje wyższą prowizję interchange od sklepów, niż od zakupów kartą debetową. Ale mimo wszystko wygląda to słabo. Owszem, nie ma przymusu korzystania z karty kredytowej i klient zawsze przecież może ją zwrócić, ale takie myślenia bankowców może się zemścić. Klient, który chciałby korzystać z kompleksowej gamy instrumentów finansowych w danym banku, a system prowizji mu to utrudnia, może pójść do konkurencji.





"Czy w związku z podwyższeniem ilości wymaganych transakcji kartą kredytową, by być zwolnionym z opłaty rocznej za kartę, zostanie wprowadzony licznik transakcji wykonanych kartą, widoczny w interfejsie internetowym? Chodzi o to, aby można było zorientować się w liczbie wykonywanych transakcji, aby ewentualnie nadgonić, jeżeli będzie ich za mało. Czy niewprowadzenie licznika jest celowym zabiegiem banku, mającym na celu złapanie większej liczby klientów na zbyt małej liczbie transakcji?"





- zapytuje, nie bez racji, klient mBanku pan Wojciech. A konkurencja nie śpi. Niedawno, gdy bank Citi Handlowy wprowadzał na rynek kartę kredytową Citi Simplicity, doszedłem do wniosku, że nawet nie ma o czym pisać, bo w tej karcie nie ma nic nadzwyczajnego. Ot, najzwyklejszy w świecie plastik kredytowy, nie posiadający żadnych specjalnych funkcji, poza tą, że nie ma żadnej opłaty rocznej za udostępnienie limitu kredytowego. Nuuudy. Ale wychodzi na to, że czasem taka nuda może wystarczyć, by skusić klientów, z których inne banki wyciskają siódme poty. W Citi Handlowym chyba poczuli pismo nosem i wydają wagony pieniędzy na promocję karty w internecie - niedługo nawet jak otworzę lodówkę to wyskoczy z niej reklama Citi Simplicity.



Oczywiście, to też nie jest jakiś szczególnie idealny bank, a i sama karta ma kilka wad. Korzystanie z serwisu telefonicznego - 6 zł miesięcznie (można zrezygnować), wypłata kasy z bankomatu - 6% prowizji (wiadomo, kredytówka nie służy do transakcji bankomatowych, ale...), zakup w sklepie poza Unią Europejską w walucie innej, niż euro - 1% prowizji, rozłożenie kredytu na raty - aż 10%. Do tego opłaty za zaświadczenia, potwierdzenia i dowody dokonania transakcji. To wszystko może zaboleć, ale sama karta jest za darmo, nie ma też opłat za monity i SMS-owe przypomnienia o terminie spłaty kwoty minimalnej (5% wykorzystanego limitu). Jeśli ktoś jest klientem samoobsługowym, to powinno mu to wystarczyć. A bankowcy, którzy bez umiaru podwyższają wymogi darmowości swoich usług powinni się zastanowić gdzie jest granica, poza którą klient poczuje się w banku zwyczajnie molestowany. Powtarzam: bank jest od dostarczania usług i produktów finansowych, a nie od tego, by przymuszał klienta do korzystania z tych, na których bankowi zależy bardziej. Im szybciej ludzie kształtujący politykę prowizyjną w bankach to zrozumieją, tym lepiej.

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on June 21, 2015 23:48
No comments have been added yet.


Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.