Bankowi kanciarze wciąż w formie. Zrób ten błąd na wakacjach, a też zapłacisz o 360 zł więcej

Lata mijają, a banki wciąż robią nas w konia na przeliczeniach transakcji walutowych. Nie ogarniam dlaczego w XXI wieku miałbym płacić np. 5,9% od wartości każdej transakcji wykonanej w obcym kraju moją kartą do konta osobistego. Rozumiem, że skoro płacę rachunek w euro, a moje konto w banku jest obciążane kwotą w złotych, to ktoś po drodze musi skonwertować jedną walutę na drugą. Gdyby robił to w fizycznym kantorku to zrozumiałbym, że musi to kosztować - trzeba wynająć lokal, posadzić pracownika, zapewnić bezpieczny obrót pieniędzmi, ubezpieczyć kasę. Ale to się nie odbywa w w ten sposób, tylko poprzez wymianę walut na jakiejś elektronicznej platformie. I nie musi być drogie, skoro internetowe kantory walutowe zajmują się takimi operacjami zarabiając na symbolicznym, 2-3 groszowym spreadzie. I skoro pojawiły się firmy przelewające pieniądze międzynarodowo w zasadzie bez opłat związanych z przewalutowaniem.



Bankowi kanciarze moim zdaniem kiedyś bekną za naciąganie nas na koszty przy przewalutowaniu transakcji zagranicznych, tak jak teraz płacą za nadmiernie wysokie opłaty interchange (pobierane od sklepów za rozliczanie transakcji kartowych) - np. w Wielkiej Brytanii jest o to proces zbiorowy i zanosi się na wielomiliardowe odszkodowania - oraz tak, jak wkrótce zapłacą za spready przy kredytach walutowych . Nie wiem czy frankowiczom uda się doprowadzić do ustawowego przewalutowania kredytów, ale jestem dziwnie pewny, że spread walutowy bankowcy będą musieli kredytobiorcom prędzej czy później zwrócić. I to z odsetkami. Być może tak samo skończy się bankowa bandyterka przy narzucaniu prowizji za przewalutowanie transakcji zagranicznych.



Lekarstwem na pazerność banków mógłby być pieniądz cyfrowy, który przechowuje się w pamięci smartfona jako zaszyfrowany kod. Najpopularniejszym tego typu pieniądzem jest bitcoin. Płacenie cyfrową gotówką tym różni się od płacenia np. kartą, że pieniądz nie przechodzi przez bankowe systemy informatyczne, tylko jest przekazywany bezpośrednio ze smartfona na smartfon. Bez żadnych kosztów, prowizji, ani przewalutowań.





Kłopot z bitcoinami i jego klonami (w Polsce cyfrową gotówkę o nazwie Billon wydają Plus Bank i BZ WBK) jest jednak taki, że jego sieć akceptacji jest wciąż niewielka i dopóki się nie rozbuduje, trudno wyobrazić sobie sytuację, w której na zagraniczną wycieczkę zabieram tylko smartfona z zapisanymi na nim bitcoinami (lub innymi tego typu pieniędzmi). Poza tym jedynym globalnym pieniądzem cyfrowym jest bitcoin, którego notowania są jeszcze bardziej wahliwe, niż tradycyjnych walut. Przydałby się taki pieniądz cyfrowy, którego wartość jest stała względem tradycyjnych walut, a sieć akceptacji - globalna. Pozostaje nam więc płakać i płacić z prowizjami za przewalutowanie? 





"Złotym środkiem" mogą być takie karty płatnicze, które pozwalają płacić bez konieczności przewalutowania transakcji. Jeśli więc jadę do Niemiec i płacę w tamtejszym sklepie w euro, to bank, księgując wydatek na moim koncie, nie zamienia mi kwoty transakcji na złote po niekorzystnym dla mnie kursie, lecz pobiera pieniądze w euro. Prawie każdy bank ma w ofercie karty walutowe pozwalające płacić bez przewalutowania w zagranicznym sklepie. Zresztą ostatnio takie karty wydają nie tylko banki, ale i niebankowi pośrednicy (np. kantor walutowy o wdzięcznej nazwie Cinkciarz.pl, czy firma prowadząca konta i rozliczenia o nazwie DiPocket). W bankach za prowadzenie kont walutowych lub za karty walutowe płaci się prowizję (średnio kosztuje to 1 euro lub dolara miesięcznie), ale mimo wszystko interes może się opłacić.



Oczywiście: samo posiadanie karty walutowej to tylko połowa sukcesu. Druga połowa polega na tym, żeby jej prawidłowo używać. I nie dać się wpuścić w pułapki regulaminowe zastawione przez bank. Napisał do mnie ostatnio klient Alior Banku, który co prawda korzysta z walutowych plastików tego banku, ale mimo wszystko nie uniknął kosztownych pułapek. Wpada się w nie w sytuacji, gdy zapłacimy np. w Hiszpanii kartą wyrażoną np. w dolarach.





"Np. płacąc taką kartą w Wielkiej Brytanii mamy sytuację, w której bank zamienia nam je na złotówki po swoim złodziejskim kursie, a następnie na dolary po swoim złodziejskim kursie - koszt takiej transakcji to dodatkowe 7,5% jej wartości. Wszystko przez to, że przy transakcjach funtowych walutą rozliczeniową karty jest złoty, a nie dolar. A gdybym taką samą dolarową kartą zapłacił w Czechach, to korony byłyby już wymieniane bezpośrednio na dolary, bez przechodzenia przez złotego. Jak widać waluta rozliczeniowa karty zmienia się w zależności od tego w jakiej walucie dokonujemy płatności. I potwierdziłem to również na infolinii banku. Problem jest w tym, że bank nigdzie nie podaje tych informacji (potwierdzone w trakcie rozmowy z konsultantem). Trzeba się o te warunki dobrze dopytać w trakcie rozmowy z konsultantem"





- pisze czytelnik. Cały problem wyniknął z tego, że karta funtowa wydana mojemu czytelnikowi przez Alior Bank straciła ważność i musiał dokonać transakcji inną kartą. Wydawało mu się, że jeśli użyje karty dolarowej, zakup zostanie po prostu przeliczony z funtów na dolary według kursów MasterCarda. Transakcja nie była małą, 783 funciaki. Strata klienta to 75 dolarów, czyli ok. 300 zł. Niemało. Inny przykład: ktoś z mojej rodziny płacił duży rachunek w hotelu w kraju strefy euro. Chodziło dokładnie o 1800 euro. Po przeliczeniu kwoty na złote - bo karta była w naszej walucie - i nabiciu kosztów przewalutowania wyszło tak, jakby płacił w sklepie po kursie 4,62 zł. Tego samego dnia rynkowy kurs euro wynosił 4,41 zł. Na tej jednej transakcji klient banku stracił 360 zł. I tyle samo bank zarobił, choć nie kiwnął palcem w bucie. To nie jest przypadek odosobniony, bo mniej więcej w tym samym czasie sam płaciłem drobny rachunek kartą za granicą i mój mBank przeliczył mi płatność po takich kosztach jakbym korzystał z kantoru przy kursie 4,59 zł ;-).





Kilka banków ma w ofercie karty "kombinowane", czyli wielowalutowe. Jest to jeden plastik, ale można go "przypinać" do subkont prowadzonych w różnych walutach. Jeśli więc założę sobie w banku konta w euro, dolarach i funtach, a potem przeleję na nie pieniądze, to z użyciem tej samej karty płatniczej będę mógł płacić bezpośrednio w tych trzech walutach, nie ponosząc kosztów przewalutowania. Jeśli kupuję w Mediolanie spodnie za 100 euro, to zapłacę za nie po prostu 100 euro, a nie 465 zł po dodaniu 20 zł opłaty za przewalutowanie. Jeśli lecę do Stanów Zjednoczonych z międzylądowaniem we Frankfurcie, to przy pomocy jednej karty zapłacę za kawę na polskim lotnisku (zostanie obciążony rachunek w złotych), we Frankfurcie (z rachunku w euro) i na miejscu w Stanach (z rachunku dolarowego). 



Badanie_Visa_infografika_01



Karty wielowalutowe są bardzo wygodne i nawet jeśli kosztują kilka złotych miesięcznie, to ta cena zwraca się już przy dwóch-trzech większych zakupach za granicą rocznie (takich jak wspomniany powyżej zakup spodni za 100 euro). Ale trzeba uważać na pewną kosztowną pułapkę. Otóż terminale płatnicze za granicą często "widzą" taką kartę jako polską. Nie "wiedzą", że to karta, która potrafi przepiąć się na inną walutę, więc automatycznie proponują przewalutowanie transakcji na złote. Chodzi o to, żeby to właściciel terminalu zarobił na przewalutowaniu, a nie polski bank. Mając kartę wielowalutową trzeba zawsze odrzucać oferty jakichkolwiek przewalutowań transakcji, proponowane przez terminale płatnicze. Czym różnią się między sobą banki oferujące karty wielowalutowe? Pozwólcie, że w kilku słowach opowiem o kilku wybranych ofertach:



>>> Citibank. Kartę wielowalutową tego banku można podłączyć do rachunków w euro, funcie i dolarze. Aby "przypiąć" kartę debetową do odpowiedniego konta wystarczy zalogować się do Citibanku przez internet i kliknąć odpowiednią opcję. Uwaga: karta nie wróci sama do "bazowej" waluty, czyli złotego - trzeba ją "odpiąć" ręcznie. Jeżeli waluta transakcji jest inna niż waluta rachunku, do którego klient przypiął kartę, transakcja jest przeliczona na dolary lub euro, a dopiero potem na złote.



>>> Bank Pekao . Kartę można podłączyć do rachunku złotowego, eurowego, frankowego i funtowego. Plastik automatycznie przełącza się pomiędzy rachunkami (sam „wie” w jakiej walucie płaci klient) i pobiera pieniądze bezpośrednio z rachunku walutowego, dzięki temu klient w około 30 państwach (wliczając kraje strefy euro) może płacić w walucie lokalnej. Rachunki walutowe można zasilać zdalnie w bankowości elektronicznej Pekao24 korzystając z usługi wymiany walut. Działa ona mniej więcej tak, jak e-kantor, w trybie online. Można więc kupić walutę już na lotnisku, czy w pociągu. Jeśli klient nie ma pieniędzy na rachunku w walucie danego kraju (albo jest w kraju, w którym nie płaci się żadną z popularnych walut) to transakcja zostanie przeliczona na złote (po kursie MasterCard, bez opłaty za przewalutowanie).



Wydaje mi się, że to może być najlepsza opcja płatności bez kosztów przewalutowania dostępna na polskim rynku. Posiadacz karty wielowalutowej tego banku może za darmo wypłacać pieniądze ze wszystkich bankomatów grupy UniCredit. W ramach promocji kto weźmie kartę w tych dniach, będzie miał darmowe wszystkie bankomaty na całym świecie do końca września. Karta rocznie kosztuje 6,99 zł, ale po dokonaniu kilku transakcji bank schodzi z prowizją do zera (w zeszłym roku, kiedy Pekao wprowadzało kartę wielowalutową, pobierało prowizję miesięczną - dziś już jest znacznie taniej). Do tego dochodzi koszt prowadzenia kont walutowych - od zera do 3-4 zł miesięcznie, w zależności od pakietu).



>>> PKO BP. Karty wielowalutowe są w tym banku wydawane dla posiadaczy rachunków dolarowych, eurowych i funtowych. Karta wydana do rachunku walutowego w jednej z tych walut może być jednocześnie podpięta do dwóch pozostałych rachunków walutowych. Dzięki temu  jedną karta można dokonywać transakcji w ciężar trzech rachunków i w trzech walutach . W odróżnieniu od rozwiązań funkcjonujących w Citi i Banku Pekao, tu do płacenia za granicą bez przewalutowania nie służy zwykła "debetówka", tylko karta walutowa, która wiąże się - podobnie jak rachunek w walucie obcej - z kosztami. Tyle, że zamiast trzech kart do rachunków walutowych można mieć jedną. Podobnie jak w Banku Pekao karta sama "rozpoznaje" w której z trzech walut jest dokonywana transakcja.







 

 •  0 comments  •  flag
Share on Twitter
Published on August 10, 2016 00:16
No comments have been added yet.


Maciej Samcik's Blog

Maciej Samcik
Maciej Samcik isn't a Goodreads Author (yet), but they do have a blog, so here are some recent posts imported from their feed.
Follow Maciej Samcik's blog with rss.